Łączna liczba wyświetleń

sobota, 28 grudnia 2013

Jak sprzedać grę? - część 1

Żyjemy w naprawdę dziwnych czasach. Dzisiejsi wydawcy często "pompują" więcej pieniędzy w marketing niż w jakość produkcji. Jest to niestety zjawisko coraz bardziej powszechne. Jakie techniki stosują wobec graczy wydawcy? Zapraszam do lektury tego krótkiego tekstu.
Najpierw oczywiście należy grę zapowiedzieć. W tej materii wydawcy chcą by o danej produkcji było głośno.Oczywiście nie warto wierzyć w "przypadkowe" wycieki danych. Wydawcy chcą podgrzać atmosferę już od samego początku. Potem oczywiście pojawia się już oficjalna wiadomość o procesie tworzenia gry. W tym samym momencie producent wypuszcza do Internetu trailer lub teaser danej produkcji. Zwykle nie ujawnia on zbyt wielu faktów, ale ma na celu nastroić fanów na pre-order. Trzeba przyznać, że efektownie zrobiony filmik może zdecydowanie nakręcić klienta na kupno danej produkcji. Jeśli jest to kontynuacja, to może też ona wzbudzić tęsknotę do starszych części.
Przez następne miesiące wydawcy będą karmili nas stopniowo informacjami na temat gry. Oczywiście w setkach form, nie tylko poprzez trailery i reklamy. Jak wiadomo walka będzie się toczyła o sprzedaż gry osobie nie znającej zbyt dobrze tego rynku. Przykładowo moja osoba nigdy w życiu nie dałaby się nabrać na zakup przedpremierowy produkcji z serii Battlefield.
Dlaczego? Zwyczajnie Electronic Arts zawsze stosuje te same sztuczki, a następnie wydaje na rynek produkt mocno niezgodny z obietnicami. W tym momencie dodam też, że formą reklamy produkcji może być też wizyta prasowa. Oczywiście twórcy pokażą dziennikarzom jak najlepszy wycinek produkcji. Na szczęście nadal pozostali na rynku wydawcy chcący zyskać dobre imię wśród graczy, nie zapominając oczywiście o dobrym zarobku. Przez fakt zalewania Internetu różnorakimi materiałami często odnoszę wrażenie, że już w to grałem. Osobiście radzę nie zapominać o zdrowym rozsądku przy czytaniu takich informacji. Warto zapoznać się z kampaniami reklamowymi poprzedniej gry wydawanej przez tego samego wydawcę. Mam nadzieję, że cykl będę kontynuował, gdyż pomysł wydaję mi się ciekawy.
Na koniec chciałbym zaprezentować przykład materiału promocyjnego z Total War: Rome II. Jak wiadomo gra jest strategią, a filmik próbuje mocno "nastroić" nas na klimat starożytnego Rzymu. Produkt jest naprawdę znakomity, co nie zmienia faktu, że mniej obeznany konsument może uwierzyć, iż gra jest produkcją przepełnioną akcją.

PS Nie jestem autorem trailera oraz obrazku. Nie roszczę sobie do nich żadnych praw.

piątek, 27 grudnia 2013

Nie oceniajmy pochopnie!

Ostatnio przeglądając stronę internetową z wiadomościami dotarłem do dobrej informacji. Mianowicie dzięki akcji społecznej rozpoznano jednego z powstańców warszawskich. Oczywiście na zdjęciu. Pewnie ta osoba ma powody do radości, ale ja niestety nieźle się wpakowałem klikając w odnośnik do komentarzy. Zawsze staram się akceptować stanowiska innych osób, ale w tej sytuacji zostałem zainspirowany do tego wpisu.
Ludzie natrętnie obrażali i ubliżali powstańcom, twierdząc, że ich winą było zniszczenie Warszawy. Niektóre komentarze były naprawdę okrutne, pełne strasznych porównań. Właśnie w tym miejscu wyrażę swoje stanowisko. W dzisiejszych czasach znając skutki danego wydarzenia łatwo nam oceniać. Niestety robi to wiele osób, nie mających pojęcia o czym mówią. My też własnymi działaniami tworzymy historię, dopiero za kilkadziesiąt lat zostaniemy z niej rozliczeni. Dlatego każdy z nas powinien docenić bohaterski zryw w celu ratowania Ojczyzny. Powstańcy mieli prawo wierzyć, że wygrają, tym bardziej iż tak bardzo liczyli na ZSRR. Niestety oni tylko czekali na linii Wisły...
Zauważyłem jednak, że najczęściej tego typu osądy tworzą ludzie niezbyt znający historię danego wydarzenia. Oczywiście łatwo obrazić Bolesława Śmiałego za skazanie na śmierć biskupa Stanisława. Jednak każda osoba zaznajomiona z tym okresem wie, że król polski postąpił zgodnie z obowiązującym prawem (duchowny podburzał mieszczan przeciwko panu). Dlatego serdecznie zachęcam do powstrzymania się wobec osądów niektórych osób. Oczywiście nie mówmy, że wszyscy byli kiedyś wspaniali. Postarajmy się jednak zgłębić temat, a dopiero potem ocenić wszystko po swojemu. Jednak właśnie ludzie nie znający danej sprawy są najczęściej osobami najgłośniej mówiącymi. Dlatego też widząc takiego "krzykacza" postarajmy się opanować sytuację i napisać coś mądrego od siebie. Nawet jeśli ta osoba to zignoruje, to istnieje szansa, że wiele osób przeczyta nasz mądry komentarz.
Zadbajmy o pamięć o przodkach, a nie obrażajmy bez znajomości tematu!

PS Nie jestem autorem zdjęcia i nie roszczę sobie do niego żadnych praw.

Recenzja gry Sniper: Ghost Warrior 2

Polska firma City Interactive dawniej zajmowała się produkcją wielu budżetówek. Produkcje te były do siebie podobne oraz nie grzeszyły zbyt dobrą jakością. Jednak w 2010 roku Polacy postanowili zmienić swoje podejście do wydawania gier. Ukazał się wtedy Sniper: Ghost Warrior, który okazał się całkiem niezłą produkcją, jednak wymagała ona wielu poprawek. Czy zatem kontynuacje naprawiła grzechy pierwowzoru? Czy może mamy do czynienia z przeciętnym shooterem? Zapraszam do czytania!
Głównym bohaterem gry jest Cole Anderson. Jest on żołnierzem armii amerykańskiej, służy jako strzelec wyborowy. Oczywiście nie byle jaki, jest on jednym z najlepszych w tym fachu. Fabuła zasadniczo skupia się na zlikwidowaniu pewnego jegomościa. Początkowo wszystko wydaje się bezsensowne, jednak tak naprawdę historia należy do jednej z największych zalet Ghost Warriora 2. W czasie kampanii odwiedzimy Filipiny, Sarajewo oraz Tybet. Pierwsza z lokacji pozwala zakosztować walki na terenie dżungli, strzelanie w tym klimatach zdecydowanie daję radę. Warto dodać, że grę napędza niezawodny silnik Cry Engine 3. W stosunku do Chrome Engine 4 z jedynki widać spory postęp. Jeśli już wspominam o sprawach technicznych, to stwierdzam, iż audio w Sniperze jest przyzwoite. Jednak to Sarajewo jest zdecydowanie najlepszą lokacją tej gry. Oczywiście akcja gry dzieje się współcześnie, jednak akurat w tym miejscu przeniesiemy się do lat 90-tych. Jak wiadomo Serbowie i Bośniacy nie mieli wtedy po drodze. Jako, że Sniper: Ghost Warrior 2 jest liniową grą, to w miejskiej dżungli najłatwiej jest o uzasadnienie tego typu konstrukcji świata. W Tybecie natomiast czekają nas spacery wśród pradawnych ruin i wymiany ognia z ogromnych odległości. Nie zdradzę zbyt wiele, jeśli stwierdzę, że głównym motywem gry jest zemsta. Tego typu rzeczy nigdy się nie znudzą. Od strony mechaniki Sniper: Ghost Warrior 2 zasługuję na sporą pochwałę. Model strzelania ze snajperki został zrealizowany wzorowo, podobnie jak w poprzedniej części musimy wziąć pod uwagę wiatr, ale i tętno strzelca. Jednak tylko na najwyższym poziomie trudności nie dostaniemy kropeczki pokazującej miejsca padnięcia strzału. Warto pochwalić też fakt, iż w dwójce usunięto etapy okiem szturmowca. Były one wyjątkowo tandetne i cieszy, iż City Interactive wsłuchało się w głos graczy. W grze występuję ledwo kilka snajperek i pistoletów. Jednak to zbytnio nie przeszkadza. Muszę przyznać, że kampania Sniper: Ghost Warrior 2 jest naprawdę wciągająca. Obyło się też bez jakichś większych wpadek technicznych. Niestety produkcja City Interactive popełniła grzech śmiertelny. Jest straszliwie krótka. Jednokrotne ukończenie tej produkcji zajmuje ledwie około 4 (!!!) godzin, do tego gra nie zachęca do ponownego jej ukończenia. Wielu graczy na tym miejscu stwierdziłoby, iż Call of Duty jest tylko nieco dłuższe. To prawda, ale produkcja Treyarchu/Infinity Ward/Respawn Entertainment posiada znakomity tryb wieloosobowy. Tutaj jest znacznie gorzej. Sniper: Ghost Warrior 2 w trybie multiplayer zaliczył znaczny regres względem poprzedniczki. Warto dodać, iż grałem w wersję z dodatkiem DLC "Syberian Strike", który dodaje jeden akt do rozgrywki jednoosobowej. Jego akcja dzieje się na Syberii, a fabuła jest prologiem do właściwej kampanii podstawki. Trzeba przyznać, że rozdział ten powinien pojawić się w podstawowej wersji gry, patrząc na długość zwykłej wersji. Oczywiście trzeba go sobie dokupić na platformie Steam, gdyż gra w wersji pecetowej wymaga go do działania. Gra została wydana w polskiej kinowej wersji językowej, oczywiście postacie mówią w języku Szekspira. Sztuczna inteligencja przeciwników i kompanów funkcjonuje na przyzwoitym poziomie.

Sniper: Ghost Warrior 2 jest dobrą grą, jednak z bardzo zmarnowanym potencjałem. Widać progres wzlędem poprzedniczki, ale warto ją zakupić dopiero jak stanieje. Ja tak zrobiłem kupując tę produkcję na letniej wyprzedaży Steam. Niestety, ale City Interactive powinni wziąć przykład z Techlandu. Wrocławianie w czerwcu tego roku wydali Call of Juarez: Gunslinger, który był dłuższy i tańszy. Jeśli tylko znajdziecie tą grę w niskiej cenie, to śmiało wcielcie się w strzelca wyborowego!
Podsumowanie:
+fabuła godna filmu klasy B
+grafika
+przyzwoite audio
+model strzelania
+historia porusza poważne tematy
-skandalicznie krótka kampania
-słaby tryb wieloosobowy
OCENA: 7/10
PS Nie jestem autorem screenów i nie roszczę sobie do nich żadnych praw. Przy okazji następnej recenzji postaram się zrobić własne obrazki przy pomocy platformy Steam.

niedziela, 22 grudnia 2013

Kultura języka

Język ojczysty jest bardzo ważną rzeczą. To dzięki niemu porozumiewamy się na co dzień. Jednak każdy z nas powinien stać na straży jego dobra. W jaki sposób? Zapraszam do lektury!
W końcu to my sami kształtujemy język, żaden językoznawca nie zahamuje jego rozwoju. Dlatego też każdy z nas powinien spróbować mówić barwnym językiem. Warto używać słów bardziej wyszukanych, unikać powtórzeń. Czy chcemy by za kilkanaście lal spolszczone filmy posiadały same skrótowce, zangielszczenia i błędy ortograficzne? Oczywiście, że nie. Nikt nie wymaga od nas byśmy mówili staropolszczyzną. Ale nie w tym rzecz. Starajmy się mówić po polsku, a nie wtrącać do tego setki wyrazów zapożyczonych. Oczywiście w odpowiedniej ilości nikomu to nie zaszkodzi, ale tak jak we wszystkim trzeba posiadać jakikolwiek umiar. Moim zdaniem każdy powinien mówić dobrze w ojczystym języku oraz przy okazji potrafić się wysłowić w obcym. Teraz postaram zadać zadanie dla moich czytelników. Spróbujcie posłuchać rozmów w waszych rodzinach. Czy nie są one mówione językiem prostackim lub monotonnym? Myślę, że jeśli chcemy uchodzić za ludzi mądrych, to warto wysławiać się w taki sposób. Często słyszę argument, że dana osoba jest słaba z języka polskiego. Mimo, że nie jestem wspaniałym przyrodnikiem, to potrafię odróżnić żabę od lisa. Dlatego gorąco zachęcam do dbania o nasz ojczysty język! Jednocześnie zapraszam do komentowania moich wpisów.

PS Nie jestem autorem zdjęcia i nie roszczę sobie do niego żadnych praw.


Wymazana historia

W ostatnim poście obiecałem, że napiszę recenzję jakiejś gry. Obietnica zostanie spełniona, jednak dopiero wkrótce. W tym tekście skupię się natomiast nad interesującym tematem. A mianowicie, czy można wymazać kawałek historii? W samej przeszłości próbowano uciekać się do tego typu działań. Dlatego też zadaniem Kongresu Wiedeńskiego było cofnięcie zegara czasu, oczywiście w celu restauracji dawnych ustrojów. Jednak oczywiście Napoleon Bonaparte jest nadal wiecznie żywą legendą. Jest on wymieniany w szeregu z Aleksandrem Wielkim i Czyngis-Chanem. Jednak jak widać ludzie domagają się prawdy zawsze, nawet tej najbardziej gorzkiej. Inną sprawą jest historia zapomniana. Tutaj szczególnie chciałbym wspomnieć o wczesnej starożytności. Ludzie wtedy nie prowadzili zbyt wielu zapisków, a jeśli tak to wymagają one odszyfrowania. Najlepiej pamiętamy historię, która najbardziej nas dotyczy. Kolejnym procesem w celu wymazania przeszłości była propaganda. W rękach Bolszewików służyła ona do kształtowania własnej przeszłości. Przykładowo w latach 30-tych w ZSRR powstał film, w którym polscy husarze gwałcili i rabowali Rosjan. Co ciekawe Józef Stalin próbował nawet udowodnić, że to co dobre w historii jego kraju dokonali (!) Bolszewicy. Wracając jednak do tematu trzeba przyznać, że kolejną kategorią zapomnianej historii są niewątpliwie wydarzenia omijające dany naród. Czy ktokolwiek czytający ten tekst słyszał wcześniej o wojnie Boshin lub bitwie nad Pydną?
Oczywiście, że były to bardzo ważne wydarzenia, jednak potrafię zrozumieć argumenty o nieznajomości tego wycinku historii.
W tym krótkim tekście wymieniłem już parę rodzajów zamazanej faktów. Ale niestety istnieje jeszcze wiele rodzajów działań przeciwko nim. Przykładowo wiele faktów celowo jest pomijana przez względy obyczajowe. Szkoda, gdyż powinniśmy wyciągnąć wnioski z przeszłości, a nie zamazywać ją.
Oprócz obiecanej recenzji, wkrótce pojawi się też pierwszy tekst o naszej ojczystej mowie. Zapraszam do komentowania tego wpisu!

PS Nie jestem autorem zdjęcia i nie roszczę sobie do niego żadnych praw.

niedziela, 1 grudnia 2013

Podsumowanie siódmej generacji konsol - część 1

W tamtym tygodniu doszło do historycznego wydarzenia. Na rynku ukazała się konsola PlayStation 4 i Xbox One. Ta druga na razie oficjalnie nie trafi do Polski. Zamiast jednak rozważać nad ich mocą i funkcjami postaram się opisać najważniejsze symbole mijającej generacji. Spojrzę na branżę zarówno pod kątem maszyn stacjonarnych, jak i mobilnych. W pierwszej części cyklu skupię się na jednym temacie.
Pierwszą rzeczą jaką opiszę jest niewątpliwie cyfrowa dystrybucja. Uważam, że jest to potężne dobrodziejstwo nowej generacji sprzętu. Jeszcze kilka lat temu nikt nie potrafiłby sobie wyobrazić, że płaci za legalną grę w wersji jedynie elektronicznej
. Jednak dzięki powszechnemu dostępowi do Internetu coraz więcej osób to robi. Zresztą nie ma się co dziwić, dystrybucja elektroniczna pozwala na bardzo szybki spadek cen i dodatkowo walczą na jej rynku mnóstwo firm. Wydaję się, że granie pecetowe jest ratowane głównie przez to i f2p (free to play), ale o tym nieco później. Jednak i konsole nie zostały z pustymi rękami. Zarówno Microsoft jak i Sony oferują swoje sklepy, gdzie po opłaceniu abonamentu otrzymujemy gry za darmo. Japończycy w tej kwestii zdecydowanie prowadzą, gdyż zaczęli zagrywki cyfrowe nieco wcześniej. Microsoft niestety bardzo olewał kraj nad Wisłą. Usługa Xbox Live nie była u nas dostępna aż do 2010 roku! Przypominam, że sprzęt gigantów zza oceanu zadebiutował u nas w 2005 roku. Bez dostępności tej usługi nie było możliwe np. granie w produkcje po sieci. Kolejną sprawą, która zapadnie w pamięć dzięki tej generacji jest niewątpliwie łatanie gier po premierze. Dystrybucja cyfrowa zdecydowania ułatwia taki sposób "dopracowywania" gier, gdyż dzięki niej każdy z nas automatycznie pobierze patche np. ze Steama, Xbox Live itd., w zależności od usługi. 
Czas na krótkie podsumowanie. Dystrybucja elektroniczna jest niewątpliwie wielkim dobrodziejstwem nie tylko dla branży gier, ale całej rozrywkowej. Myślę, że za parę lat coraz mniej osób będzie kupowała rzeczy w tradycyjnych pudełkach. Jednak dzięki tej formie sprzedaży zyskujemy my - gracze. W następnej części tego cyklu opiszę kolejny symbol tej generacji - wiele bliźniaczych gier. Na tym negatywnym zjawisku skupię się jednak kiedy indziej.

PS Za tydzień zapraszam na recenzję pewnej gry. Nie jestem autorem zdjęcia i nie roszczę sobie do niego żadnych praw.

sobota, 23 listopada 2013

Co się dzieje z AC Milan?! - część pierwsza

AC Milan to naprawdę klub z bogatą historią. W świecie piłki nożnej można uznać go za jeden z najbardziej utytułowanych. Jednak w ostatnich tygodniach zespół ten prezentuję praktycznie zerową formę. Część pierwszą poświęcę działalności zarządu klubu. Dlaczego tak się dzieje? Co jest powodem tak słabej dyspozycji zespołu?
Wszystko kiedyś się kończy. AC Milan natomiast jeśli chodzi o sposób funkcjonowania nadal znajduje się na samym początku tego stulecia. Zacznijmy od kwestii prezesa. Silvio Berlusconi jest osobą bardzo niekompetentną na tym stanowisku. Nie zamierzam rozliczać tego pana z działalności politycznej, lecz z poświęcenia dla klubu. Niestety pomimo posiadania znacznych funduszy Silvio Berlusconi prawie nie inwestuje już w ten klub. W latach 90-tych jak wiadomo było inaczej. Sam zainteresowany wydawał wiele pieniędzy dla klubu i inwestował w jego rozwój. Oczywiście dla zyskania większego poparcia politycznego. Jednak trzeba wiedzieć kiedy ustąpić. Tak właśnie zrobił Massimo Morrati sprzedając swój ukochany Inter. Bogaty inwestor z Indonezji zaczyna aktualnie "pompować" gotówkę dla rozwoju czarno-niebieskich. Kwestia finansowa ma gigantyczny wpływ na aktualną dyspozycyjność rossonerich. Teraz trzeba poświęcić parę słów Adrianu Gallianiemu - wiceprezesowi i dyrektorowi sportowemu Milanu. Mężczyzna ten naprawdę kocha klub i zależy mu na jego dobru. Dlatego też uważam, że powinnien on przetrwać zapowiadaną rewolucję i pozostać w "domu". Jednak często słyszy się o jego konlikcie z Barbarą Berlusconi, córką Silvio. Kobieta ta chce przejąć rządy po ojcu i Gallianim. Osobiście jestem za współpracą tego drugiego i Barbary.
Doświadczenie i młodość to najlepsze rzeczy do sprawnego rozwoju klubu.
Na zakończenie dodam, że Milan bez dodatkowych środków finansowych może spadać coraz niżej. Jednak wierzę, że zarząd rozpocznie pracę od podstaw np. poprzez budowanie dodatkowych szkółek treningowych .
W następnej części tego tekstu skupię się głównie na zachowaniu piłkarzy i trenera.

PS Nie jestem autorem zdjęć oraz nie roszczę sobie do nich żadnych praw.

czwartek, 14 listopada 2013

Troszkę o rozmyślaniu nad alternatywną historią.

Dzisiaj chciałbym napisać o interesującej sprawie. Mianowicie, czy zastanawiać się nad alternatywną historią. Jednak temat nie jest tak prosty, dlatego też zapraszam do dyskusji w komentarzach. Moje spostrzeżenia spróbuję oprzeć na historii Polski.
W roku 1464 Zakon Krzyżacki musiał uznać wyższość Królestwa Polskiego. Niestety król Kazimierz Jagiellończyk zagarnął tylko część ziem. Resztę uczynił lennem Polski. Oczywiście dodatkowy dochód finansowy od wasala jest dobry. W roku 1464 rzeczywiście można było uznać to za sukces. Jednak ta decyzja mogła zostać poprawiona w 1525 roku. To wtedy Albrecht Hohenzollern złożył hołd lenny Zygmuntowi I Staremu. Polska zgodziła się wtedy na utworzenie Prus Książęcych jako wasala. Co by było gdyby nasze państwo podjęło inną decyzję? Jak wiadomo podczas potopu szwedzkiego mieszkańcy lenna wyzwolili się spod zwierzchnictwa polskiego. Prusy z biegiem czasu stały się militarnym i oświeconym państwem. Dlatego też  z przyjemnością zabrało się do rozbiorów Polski. Oczywiście wraz z Carstwem rosyjskim i Cesarstwem austriackim. Tutaj też na scenę wkracza temat dzisiejszego rozważania. Czy jest sens wyobrażania sobie alternatywnej historii? Moim zdaniem jest. Znając prawdziwe wydarzenia trzeba wybrać pewien moment, od którego metodą dedukcji wymyślamy inny bieg zdarzeń. Myślę, że gdyby po wojnie trzynastoletniej pozbyć się Krzyżaków to Polskę ominęłoby wiele strasznych rzeczy. Jakich? Myślę, że nawet i rozbiorów. Ale geneza podziału ziem polskich to temat na kolejną większą opowieść. W tym temacie bez problemu można sobie wyobrazić także inne alternatywny bieg dziejów. Przykładowo w 1611 roku doszło do hołdu ruskiego (zwanego też hołdem Szujskich).
Wtedy to doszło do ośmieszenia potęgi Carstwa Rosyjskiego. Często się mówi, że gdyby to Rzeczypospolita utrzymała Moskwę to z czasem królem tego wschodniego państwa mógłby zostać syn Zygmunta III Wazy - Władysław IV Waza. Może teraz parę słów o Cesarstwie Austriackim. Jeszcze w XVII wieku państwo to miało sporo problemów. W końcu w 1683 to Rzeczypospolita Obojga Narodów pod wodzą Jana III Sobieskiego uratowała (!) Wiedeń przed Turkami.
Myślę, że ten wspomniany moment mógłby być dobrym momentem do rozpoczęcia rozmyślania nad alternatywną historią. Jest mnóstwo tematów wartych do wymyślenia innego biegu dziejów.
Dzisiaj wykopałem tylko mały dołek w tym temacie. Mam nadzieję, że mój tekst był interesujący. Na zakończenia zapraszam do odsłuchania utworu z gry "Empire: Total War". Przy takiej muzyce zawsze lepiej się myśli nad historią.
PS Zdjęcia i filmik nie jest mojego autorstwa. Absolutnie nie roszczę sobie do nich żadnych praw.

niedziela, 27 października 2013

Troszkę o potężnych państwach. cz.1

Historia wbrew pozorom często się powtarza. Dzisiaj skupię się na jej konkretnych elementach. Będzie to opis rozpadów wielkich państw. Dlaczego tak się z nimi dzieje? Zapraszam do czytania!
Cesarstwo rzymskie w V wieku naszej ery coraz bardziej słabło. Na taką sytuację wpływały zarówno buntownicze plemiona barbarzyńców, jak i słaba polityka wewnętrzna. Ten ostatni czynnik nieraz spowodował rozpad wielkich cywilizacji. Dlaczego? Bardzo trudno jest zarządzać olbrzymim terytorium, zwłaszcza kilkaset lat temu. Tym bardziej, że wrogowie takiego imperium nie śpią i stale dążą do osłabienia potęgi hegemona. Tak właśnie było ze starożytnym Egiptem. Państwo to nie miało sobie równych, zarówno na arenie militarnej i gospodarczej. Dlaczego więc upadło. Oczywiście, że na to wydarzenie miało wpływ mnóstwo czynników, jednak najwięcej złego dla Egiptu zrobił zastój w rozwoju. Podobnie było z Rzeczypospolitą Obojga Narodów. Szlachta zrywała sejmy, przez co państwo zastygało w rozwoju prawnym. Czy każde potężne państwo musi się rozpaść? Nie, każde piszę własną historię. Jednak warto zauważyć, że tylko dzięki dawnym potęgom istnieją te współczesne. Kto z założycieli Stanów Zjednoczonych pomyślałby, że państwo to stanie się w przyszłości potężną strukturą, która ma bardzo duży wpływ na otaczający nas świat. Dlatego też każde potężne państwo powinno dostrzec pewną granicę ekonomiczną i militarną. Przesada może doprowadzić do rozpadu, o czym przekonał się Aleksander Wielki. Jego ojciec Filip zbudował mu wielką podstawę do rządzenia, co jego syn wykorzystał aż do przesady. Jednak umiar osiągnąć jest bardzo trudno, w każdej dziedzinie życia. Inną wielką machiną, która rozpadła się od zbyt dużej chęci posiadania była III Rzesza. Państwo to podbiło prawie całą Europę. Po ośmieszeniu Francuzów Hitler nie zamierzał się cofnąć, chciał więcej. Logiczne, że resztki europejskich aliantów stanęła do obrony Anglii. 
Dzisiaj wpis był nieco krótki, jednak obiecuję poprawę. Na pocieszenie zapraszam do odsłuchania utworu Angeli i Jeffa van Dyck "We are all one". Piosenka pochodzi z gry "Medieval II: Total War", a jej przesłanie jest akutalne także dziś. W końcu wojna nigdy się nie zmienia...

PS Nie jestem twórcą filmiku i nie roszczę sobie do niego żadnych praw.

poniedziałek, 21 października 2013

Spec Ops: The Line - recenzja


Niestety coraz rzadziej jesteśmy zaskakiwani przez twórców gier. Dlatego też słysząc o dziele niemieckiego studia Yager byłem bardzo ostrożny. Twórcy obiecywali, że gra nie będzie bezmyślną strzelanką TPP, a grą przedstawiającą prawdziwe piekło wojny. Czytając recenzję w mediach spotkałem się z różnymi opiniami. Postaram się przedstawić w jak najlepszy sposób zalety i wady Spec Ops: The Line.
Tytułem wstępu powiem, że seria Spec Ops istniała na rynku od dłuższego czasu. The Line nie jest powiązane z poprzednikami, w żadnym możliwym sensie. Zarówno skalą budżetu, wykonania jak i podejścia do samej rozgrywki. Zacznę może od opisania założeń fabularnych tej produkcji. Głównym bohaterem Spec Ops: The Line jest Martin Walker, jest on doświadczonym żołnierz Delta Force. Nasz bohater zostaje wysłany do Dubaju w celu odnalezienia Johna Conrada, dowódcy 33 batalionu. Martin przywiązuję ogromną wagę do możliwości odnalezienia tej osoby, gdyż posiada on dług wobec niej. John uratował mu życie na poprzedniej misji. Założenia fabularne może nie wyglądają na imponujące, jednak Spec Ops: The Line posiada najlepszą fabułę w historii strzelanek. Warto wspomnieć, że inspiracją dla twórców była książka Josepha Conrada „Jądro Ciemności” i film Francisa Coppoli „Czas Apokalipsy”.
Początkowo Martin liczy, że wraz ze swoim oddziałem odnajdzie Johna i zostanie bohaterem. Jednak jak wiadomo na wojnie nie ma takich osób. Z czasem kolejne straszliwe wydarzenia będą coraz bardziej pogrążać psychikę Walkera i jego podwładnych. Postaram się ich teraz krótko opisać. Pierwszy z nich to John Lugo – elitarny snajper Delta Force. Jest to człowiek, który za priorytet uznaje wykonanie celu misji. Kolejnym członkiem oddziału jest Alphanso Adams. To gość o mocnym charakterze, który nie boi się być sobą. Widząc wojenne piekło wybiera przede wszystkim niesienie pomocy dla cywili. Jadąc na wojnę wszyscy spodziewają się miłej, przyjemnej zabawy. Cała historia przedstawiona w Spec Ops: The Line jest pełna różnych ukrytych przekazów oraz dylematów moralnych. Tutaj też dzieło Yager pokonuje twór Josepha Conrada. Tutaj to my decydujemy o wszystkim. Każda nasza decyzja musi zostać podjęta natychmiastowo, tylko od Martina zależy co wybierze. Zawsze priorytetem jest mniejsze zło. Teraz postaram się podać przykład takiej sytuacji. Oddział Delta dostaje komunikat o poszukiwanym celu. Jest to pewien pułkownik, który musi przeżyć. Jednak po dotarciu na miejsce okazuje się, że trzeba dokonać trudnego wyboru.
Uratować żołnierza, czy też spróbować uwolnić cywilów. Każda taka decyzja wpływa na relacje w drużynie i doprowadza do wielu konfliktów. W końcu kwestia moralności leży w każdym z nas. Warto dodać, że to co dzieje się w Dubaju nie jest normalne. Tutaj Amerykanie nie są ukazani jako zbawiciele świata. W głównej mierze Delta walczy z... właśnie nimi! Batalion 33 rozgościł się w Dubaju i robi tam co chce. Niestety, na wojnie budzą się pierwotne instynkty ludzkie, niestety kosztem cierpienia cywili. Przez całą grę obserwujemy stopniową przemianę głównego bohatera. Początkowo Martin Walker jest pewnym siebie mężczyzną. Jednak z każdym dniem tego piekła staję się coraz słabszy. np. zaczyna majaczyć ,wymiotować, mieć zwidy. W której innej grze wojna jest przedstawiona tak realistycznie?! Warto dodać, że gra potrafi wmówić, że ty sam jesteś potworem. Dzięki błędnym decyzjom na wojnie giną ludzie, często przypadkowo. Takie wrażenie potęgują różne napisy na ładowaniach np. "Czy wciąż jesteś dobrą osobą?" Może z mojego opisu niewiele wynika, ale genialną fabułę poznacie z samej gry. Jak natomiast się gra w to cudo?
Przypomina to każdy niezły shooter trzeciosobowy. Mamy więc plastyczne osłony i realistycznie działające bronie. Już dla samej rozgrywki warto  zainteresować się tym tytułem, jednak to klimat i fabuła są wisienką na torcie. Teraz postaram się opisać stronę techniczną produktu. Gra powstała na silniku Unreal Engine 3. Jednak jak ona ślicznie wygląda... Mimo swojego wieku Unreal Engine 3 daję radę, stwierdzam iż jest to najładniejsza produkcja oparta na tym enginie. Zniszczony Dubaj jest także miejscem dla eksperymentów fizycznych. Świetne efekty burz piaskowych, zniszczeń jak i wykrywania kolizji są wręcz wybitne. Jako, że testowałem wersję na komputery osobiste muszę opisać też optymalizację. Na moim średniej klasy sprzęcie gra chodziła bardzo płynnie, ''zastanawiała się'' tylko zaraz po wczytaniu. Teraz postaram napisać troszkę o ścieżce dźwiękowej Tutaj panowie z Yager ponownie wykazali się swoim kunsztem. Ścieżka dźwiękowa, która powstała na samą potrzebę gry jest rewelacyjna. Zresztą proszę odsłuchać.



Jednak twórcy wpadli też na inny genialny pomysł. W trakcie większych strzelanin możemy usłyszeć klasyki Rocka z lat 70/80. Wszystko to ma na celu ukazać bezsens wojny. Zabijamy, mordujemy, koniec muzyki. Teraz tylko zastanawiamy się ilu ojców osierociło rodziny. Prawie żadna inna gra nie zmusza nas do takich wniosków. Jednak tutaj jest inaczej. Tutaj pokażę przykład takiej muzyki. 

Warto dodać, że aktorzy bardzo dobrze odegrali wszystkie postacie. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Nolan North, człowiek legenda. Podkładał on mnóstwo głosów do przeróżnych gier, ale tutaj pokazał swój wielki kunszt. Zagrał rewelacyjnie i sądzę, że zasłużył sobie tą rolą na same cenne wyróżnienia.
Podsumowując Spec Ops: The Line to dzieło wybitne. Zaczyna ono też być dostrzegane przez znawców kultury, nie tylko fanów gier. Jeśli tylko chcecie przeżyć horror wojny to zapraszam do zagrania. Tym bardziej, że gra kosztuje całkiem niewiele. Grę ukończyłem dwukrotnie, za każdym razem zajęło mi to 6,5 godziny. Obie wycieczki były zupełnie inne, a to przez różne wybory moralne i decyzje. Warto wspomnieć, że gra podsiada też tryb wieloosobowy i kooperację (odpieranie fal przeciwników). Jednak tego typu zabawa nijak ma się do trybu jednoosobowego. Jeśli jednak nie dostrzegliśmy sensu Spec Ops: The Line to najpewniej będziemy  się dobrze bawić w pozostałych trybach. W sumie można stwierdzić, że gra ma wymowę antywojenną. Dodam też, że bez płynnej znajomości języka angielskiego nie ma się co zabierać za grę. Tylko z nią zrozumiemy całą fabułę i docenimy kunszt twórców. Niestety na tej linii polski wydawca zawalił sprawę. (Cenega)

Czas na krótkie podsumowanie. Nie ma gier idealnych. Jednak pomimo drobnych niedopracowań Spec Ops: The Line jest grą niesamowitą. Może też czymś więcej niż tylko bezmyślnym shooterem. Liczę, że Yager stworzy kiedyś kolejną grę o podobnym charakterze. Moim zdaniem jest to najlepszy shooter wojenny na rynku. Brawo dla 2k, które jest ogólnoświatowym wydawcą gry. Gorąco polecam i dziękuję za przeczytanie mojej recenzji!

Ocena 10/10
+klimat
+rozgrywka
+trudne wybory moralne
+znakomita fabuła
+świetna oprawa graficzna
+rewelacyjna oprawa dźwiękowa (muzyka i odgłosy bitwy)
+świetnie dobrani aktorzy
+warto kilka razy przejść
+niezłe multi
+wciągający tryb kooperacji

-brak polskiej wersji językowej ( minus troszkę na siłę, ale wydawca MUSI oferować taką opcję Nie chodzi tutaj o brak zrozumienia treści gry z mojej strony, lecz nie każdy musi płynnie rozumieć język Szekspira)

Na koniec zapraszam do oglądnięcia jednej ze scen Spec Ops: The Line, który gra bardzo silnie na emocjach. Jeśli zamierzasz zagrać, to omiń ten filmik! 

PS Nie jestem autorem filmików i zdjęć. Nie roszczę sobie do nich żadnych praw.




niedziela, 20 października 2013

Hobbit: Niezwykła podróż - krótka recenzja


Ekranizacja książki J.R.R. Tolkiena musi być hitem. Tak pomyślała zdecydowana większość osób wybierająca film z repertuaru kin. Książka była bardzo dobra, niestety Peter Jackson nie stworzył dobrego obrazu. Zacznijmy od tego, że całą historię podzielono na trzy dzieła. Nie ma co ukrywać, że pomysł ten wydawał się dziwny, ale w gruncie rzeczy sensowny. Takie argumenty jak lepsze ukazanie świata Tolkiena czy zgłębienie fabuły też zaprosiły mnie do wygodnego rozsadzenia się w fotelu kinowym. Niestety, zawiodłem się. Okazało się jednak, że Peter Jackson byłby w stanie zrobić ten film w dwóch częściach, a może i jednej nieco dłuższej. To co w książce było odpowiednio wyważone i pozwoliło chłonąć klimat tu zanikło. W filmie występuje mnóstwo dialogów, niestety są one drętwe. Przypomina się też stwierdzenie „masło maślane”, nic nowatorskiego nie wynika z rozmów trwających nawet kilka minut! Dialogi mogą być esencją filmu, pod warunkiem, że wnoszą coś do fabuły i zapadają w pamięć. Niestety tu tak nie jest. Dzieło to zawiera wiele scen walk, niestety poza efektami komputerowymi nie odczujemy w ogóle klimatu książkowego. Warto wspomnieć o grze aktorskiej. Jest ona przeciętna, tylko Ian McKellen nie zawiódł. Gandalfa zagrał w bardzo dobry sposób.
Spodobał mi się ku mojemu zaskoczeniu polski dubbing. Nie kłuje on w uszy i dobrze się go słucha. Może tylko głos Golluma został źle dobrany. Ścieżka dźwiękowa też jest słaba i nie umywa się do tych z innych dzieł Petera Jacksona. Jedynie jeden utwór spodobał mi się, ale była to kilkusekundowa wstawka. Plusem filmu są niewątpliwie niesamowite efekty komputerowe i dobra kreacja świata. To ratuje „Hobbita” przed totalną klęską. Podzielenie filmu na trzy części miało sens z punku widzenia wydawcy. Lepiej zarobić trzy razy więcej niż tylko raz. A taka opcja jest możliwa, gdyż dzieła Petera Jacksona są niezwykle popularne. Myślę, że każdy fan Tolkiena powinien zaryzykować i kupić film. Całej reszcie zdecydowanie odradzam dołączanie do kompanii Thorina.
Najlepiej przeczytać książkę lub obejrzeć ponownie „Władcę pierścieni”. Nie spodobały mi się natomiast sceny wymyślone przez Jacksona. Nie pasowały one w ogóle do uniwersum książkowego i zostały dodane dla przedłużenia filmu. Niestety film ten powstał jedynie do zagryzania pop-cornem w kinie, nie natomiast dla zrobienia porządnego dzieła w realiach Śródziemia. Smutna prawda, ale już nie czekam na drugą część.
Ocena 4/10
+niezły polski dubbing
+dobra kreacja świata „Hobbita”
+świetne efekty komputerowe
-zepsucie klimatu książki i uniwersum
-słabe dialogi
-beznadzieje sceny wymyślone przez reżysera
-sztuczne przedłużanie filmu
-wybranie efektów komputerowych jako priorytetu, niestety kosztem sensownej fabuły, którą znamy z książkowego pierwowzoru
-przeciętna gra aktorska 
PS Nie jestem autorem zdjęć. Ich źródłem jest Internet i nie roszczę sobie do nich żadnych praw.




wtorek, 15 października 2013

Historia miasta Czerkasy


Miejscowość powstała prawdopodobnie w XIII wieku, jednak pierwszy raz zostało wspomniana dopiero w 1384 rokum jako część Wielkiego Księstwa Litewskiego. W tamtych latach ziemiami tymi rządził doskonale nam znany Władysław Jagiełło.
Początkowe zapisy stwierdzały istnienie jedynie portu i małej wioski, jednak z biegiem lat powstało tam miasto. Od końca XV wieku zamek czerkaski był bardzo ważnym miejscem oporu przeciw najazdom  groźnych Tatarów. W ramach Unii Lubelskiej z 1569 roku Czerkasy przyłączono do Korony Królestwa Polskiego, było one siedzibą powiatu należącego do województwa kijowskiego. Osobą wręcz ubóstwianą za działanie na rzecz miasta był polski wojewoda kijowski Eustachy Daszkiewicz. Wbrew wszelkim pozorom jest to postać znaczna, hetman wojsk zaporskich (w latach 1528-1533r.) oraz właśnie starosta czerkaski, kaniowski i krzyczewski. Celem istnienia zamku było odpieranie ataków ze strony Tatarów i wspieranie wypraw na Siewierszczyznę. Szczególnie sławna jest wyprawa z roku 1514 zakończona bitwą pod Orszą, w której wygrały wojska polsko-litewskie mimo znacznie mniejszej liczebności. W 1648 roku Czerkasy zostały zabrane Rzeczypospolitej Obojga Narodów, gdyż zajęli je Kozacy.
Miasto stało się wtedy siedzibą pułku tejże armii. Po zakończeniu wojen z wojskami zaporskimi miasto powróciło do Korony Królestwa Polskiego. W roku 1768 podczas powstań hajdamaków ( byli to rebelianci występujący przeciw Rzeczypospolitej Obojga Narodów) miasto zostało zdobyte i obrabowane. W 1792 roku w ramach II rozbioru miasto zostało przyznane Imperium Rosyjskiemu. Od 1991 roku jest to miasto ukraińskie. Warto też wspomnieć o wspomnieniu  Czerkas w powieści Henryka Sienkiewicza „Ogniem i Mieczem”, pozwolę sobie zacytować fragment rozdziału 8, tomu I:

„Kozacy bowiem grodowi i czerń masami poczęli na Sicz uciekać. Szlachta kupiła się po miastach. Mówiono, że pospolite ruszenie ma być w południowych województwach ogłoszone. Niektórzy też i nie czekając na wici odsyłali żony i dzieci do zamków, a sami ciągnęli pod Czerkasy.” W 2005 roku miasto liczyło 293,3 tysięcy mieszkańców. Samo miasto ma powierzchnię 78 km² natomiast jego obecnym merem(prezydentem, burmistrzem) jest Serhij Odarycz, który należy do Partii Wolnych Demokratów. Ciekawym odnotowania faktem jest, że partnerem miasta jest Bydgoszcz. Czas na krótkie podsumowanie. Mam nadzieję, że wielu czytelników zaciekawiła historia tego miasta. Jest ona bardzo ciekawa i warta poznania dogłębniej, jednak aby to zrobić zapraszam do samych Czerkas.

PS Źródłem obrazków jest Internet, nie jestem autorem ilustracji. 

niedziela, 6 października 2013

Japonia - kraj honoru

Japonia – kraj honoru

Coraz częściej docierają do nas informację, że to Japończycy są autorami ciekawszych projektów technologicznych i gospodarczych. Są to jednak też ludzie honoru, którzy nie posuną się do kradzieży, czy zabójstwa. Skąd to wiem? Wystarczy przyjrzeć się przebogatej historii tego kraju. Państwo japońskie wywodzi się z plemienia, a następnie królestwa Yamato, którego centralnym miejscem była wyspa Honsiu.
Wydarzenia te miał miejsce w VII w.p.n.e. Pierwszym historycznym władcą był Jimmu. Przeskoczmy jednak teraz do X i XI wieku. Do władzy doszedł wtedy cesarz Fujiwara, za jego rządów wyłoniła się nowa klasa rycerska. Mianowicie byli to samurajowie, którzy byli podlegli panom feudalnym. Aż do 1542 roku żaden Europejczyk nie mógł pochwalić się faktem eksploracji Japonii, pierwsi tym osiągnięciem mogli pochwalić się kupcy portugalscy. W XIX wieku kraj musiał określić swoją przynależność. To wtedy doszło do słynnej wojny Boshin, podczas której walczyli ze sobą zwolennicy tradycjonalizmu i gruntownej nowoczesności. Przenieśmy się jednak do czasów I wojny światowej, w której Japonia opowiedziała się po stronie jednego z sojuszu, zwanego Ententą. Jak powszechnie wiadomo wspomniany blok państw wygrał jedną z największych zawieruch w dziejach ludzkości. Przeskoczmy teraz do 1940 roku, gdyż wtedy Japonia dołączyła do państw Osi. Skąd ta nazwa? Od nazwy stolic najważniejszych państw bloku: Berlina-Rzymu-Tokio. Japonia mimo formalnego przynależenia do wspomnianego ugrupowania, praktycznie nie brała udziału w wojnie. Aż do 7 grudnia 1941 roku, gdy Cesarska Marynarka Wojenna zaatakowała amerykańską bazę wojskową Pearl Harbor na Hawajach. Był to jeden z najgorszych dni w historii Stanów Zjednoczonych. Gdy prezydent Roosvelt dowiedział się o ataku był zszokowany. Po tym wydarzeniu Japonia rozpoczęła walkę ze Stanami Zjednoczonymi. Większość potyczek toczyła się na malutkich wyspach Pacyfiku. Japonia ośmieszała wroga, aż do bitwy o Midway, która stała się faktem 4 czerwca 1942 roku, a zakończyła 7 dnia tego samego miesiąca i roku. Była to gigantyczna walka lotniczo-morska. Amerykanie po kilku dniach wygrali bitwę.
Z każdą kolejną potyczką Japończycy zbliżali się ku przegranej. Warto wspomnieć tu o takich bitwach jak obronę lotniska na wyspie Peleliu. Gdybym miał opisać cały udział tego kraju w wojnie, pisałbym do najbliższych wakacji. Amerykanie nigdy nie mogli zrozumieć dlaczego niektórzy Japończycy woleli śmierć od ucieczki. Wynikało to ze sprawy honorowej. Momentem przełomowym było zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. Pierwsze miasto zostało zrównane z ziemią 6 sierpnia, a drugie 9 sierpnia 1945 roku. Ówczesny cesarz Hirohito był zmuszony podpisać akt kapitulacji 2 września 1945 roku na pancerniku armii Usa. Cesarz podjął decyzję o poddaniu się tylko dlatego, iż uderzono w obywateli bez żadnej winy. Po wojnie Japonia zaczęła rodzić się na nowo. Przeskoczmy teraz do 11 marca 2011 roku. To wtedy Tsunami spustoszyło ten kraj.
Zginęło mnóstwo ludzi, ale gdyby w szkołach japońskich nie uczono jak się zachować w takiej sytuacji straty byłyby dużo większe. Myślę, iż po przypomnieniu was skróconej historii Japonii( z naciskiem na II wojnę światową) uwierzycie w ludzi honoru. Mieszkańcy tego kraju są nimi z pewnością. Żaden Homefront nie będzie mi wmawiał, że taki kraj skapitulowałby bez walki. Nigdy! Cóż wypada kończyć moją opowieść, zrobię to jednak żegnając się japońskim okrzykiem bojowym.


Banzai!

PS Nie jestem autorem obrazków, źródłem zdjęć jest Internet.

niedziela, 29 września 2013



Gracze w potrzasku

Promocja jest zjawiskiem jak najbardziej normalnym. Można ją napotkać w każdym sklepie np. spożywczym i ogrodowym. Twórcy gier znaleźli za to znakomity sposób na to by organizować masowe wyprzedaże wielu tytułów. Niestety wielu z nas wpada wtedy w dziwne sidła. Jakie zjawisko chcę przeanalizować?
Wojna, wojna nigdy się nie zmienia...
Oczywiście bardzo ważne jest zabawa w upolowanie wymarzonego tytułu w dobrej cenie. Często przeglądamy wtedy różne serwisy, w poszukiwaniu świetnej okazji. Wtedy już tylko kilka chwil dzieli nas od kupna niezłej produkcji. Takie zjawisko jest bardzo dobre. Jednak teraz poproszę o szczerą odpowiedź, drogi czytelniku. Czy na wielkiej wyprzedaży pokroju Steam Summer Sale, Humble Bundle itd. kupiłeś choć jeden nieplanowany tytuł? Jestem pewien, że tak. Często też nie zostanie on wykorzystany do zabawy ani razu. Dlaczego? Przy masowym kupnie istnieje coś takiego jak syndrom ogrania danego tytułu Wydawcy specjalnie karmią nas dużą ilością informacji przedpremierowych w kilku ważnych celach. Jakich?
Byle tylko zarobić...
Po pierwsze by zachęcić osoby do kupna wersji premierowej. W końcu to ona przynosi największy dochód od jednej kopii sprzedanej gry. Wydawcy chcą sprzedać tytuł także większej ilości osób. Obniżenie ceny jest logicznym następstwem takiej chęci. Osoby zainteresowane takim tytułem kupują wtedy taką grę, w niższej cenie. Istnieje jednak jeszcze jedna, bardzo ciekawa grupa. Są to ludzie oczekujący kupna gier podczas masowych wyprzedaży. Niejednokrotnie widziałem konta Steam, Origin itd. z nieogranymi tytułami. Przykładowo pan Y miał 1091 gier. Mimo to grał tylko w Counter Strike: Source. W jakim celu kupował tyle tytułów? W żadnym, to właśnie była wspaniała praca speców od marketingu produkcji. Ten sam mężczyzna czytał też portale o tematyce growej. Oczywiście był tam karmiony wszelkimi bodźcami np. trailerami, zapowiedziami itd. Osoba ta po pojawieniu się gry na wyprzedaży zakupiła ją. Później chwaliła ją w samych dobrych słowach, a czas na platformie Steam wynosił okrągłe zero. Ta sama osoba kupiła także kontynuację tego tytułu i spin-off! Oczywiście ta historia została wymyślona. Jednak drogi graczu, czy nie znalazłeś punktu wspólnego z bohaterem tej krótkiej opowiastki? Jeżeli nie, to szczerze gratuluję!

Czarny PR jest równy armii najemników.
Pamiętajmy by przy wszelkich wyprzedażach zachować zdrowe spojrzenie. Zadawajmy sobie pytania pokroju: Możliwe jest ogranie tego wszystkiego? Czy tytuł mnie w ogóle interesuje? Dlaczego pojawiła się chęć kupna tej produkcji?
Zapewniam, że tego typu zapytania pozwolą zaoszczędzić troszkę pieniążków, w celu kupna tytułów naprawdę nas interesujących. W dzisiejszych czasach wielu wydawców wybiera speców od PR, zamiast dobrych scenarzystów. Jest to smutne, niestety tak skonstruowany jest rynek rozrywkowy. Gry komputerowe zajmują natomiast jego lwią część. Dlatego należy zachować rozsądek, gdy przesiewamy informacje od wydawców. Zróbmy teraz eksperyment. Drogi czytelniku, przeczytaj zapowiedź np. Battlefield 3, Call of Duty Modern Warfare 2. Czy gry te spełniły wszystkie obietnice, które były przytaczane przez twórców. Niestety, nie...
Załadujmy strzelbę radośnie!

Na zakończenie chciałbym życzyć czytelnikom udanego polowania na promocjach. Zapamiętajcie z tego tekstu, chociaż jedną rzecz. Mianowicie wydawca chce sprzedać grę, a często korzysta on z niezbyt dobrych chwytów. Bądźmy rozsądni jako gracze, warto spytać także się innych osób w Internecie, co sądzą o danej produkcji. W końcu są to zwykli ludzie, którzy ograli subiektywnie daną produkcję. Tylko od nas zależy, co kupujemy.

PS Zdjęcia nie są mojego autorstwa. Pochodzą one z Internetu.

niedziela, 22 września 2013

Czy Call of Juarez jest nadal warte uwagi?

Wspomnienie Call of Juarez

Ostatnimi czasy Techland zapowiedział Dying Light, a świat docenił Dead Island. Wrocławscy producenci zyskali sławę międzynarodową jednak dużo wcześniej. Spory udział miał w tym świetny FPS – Call of Juarez.
Ach, te pojedynki w samo południe...
Dawno minęły złote czasy westernów. Słynne dzieła z tego gatunku nadal budzą jednak sporo emocji, głównie pozytywnych. Przemysł growy rozpoczął swój poważny żywot później, przez co ominęły go najlepsze czasy Indian i szeryfów. Pierwszym świetnym tytułem opowiadającym o tej tematyce był Outlaws. Mimo słabej oprawy graficznej Lucas Arts podbił serca graczy. Później powstały nawet dwa sandboxy o tej tematyce: Red Dead Revolver i GUN. Świat jednak dalej oczekiwał na rewelacyjny tytuł, którego akcja rozgrywałaby się na Dzikim Zachodzie.
W roku 2006 wrocławski Techland miał już wyrobioną markę. Jego świetny Chrome i Xpand Rally robiły apetyt na przyszłe tytuły twórców. A tym miał być Call of Juarez. Po pojawieniu się na rynku zebrał dobre noty od recenzentów. Gracze również podzielili ich entuzjazm. Co spowodowało takie, a nie inne opinie? Techland wyczuł za co wszyscy kochają westerny. W grze pojawiły się pojedynki, saloony, Indianie i piekielne strzelaniny.
Ach, te dynamiczne strzelaniny...
Cały wrocławski zespół wykonał świetną robotę. Scenarzyści zadbali o genialną fabułę, którą warto poznać i dziś. Myślę, że mało jest FPS'ów o tak dojrzałej historii. Graficy i programiści stworzyli natomiast piękny świat, który zachwycał z każdej strony. Call of Juarez było oparte na silnku Chrome Engine, którego nowsze wersje dalej przynoszą Techlandowi sławę.
Ach, te polowania na dzikie bizony...
Sama kampania była podzielona pomiędzy dwie postacie. Pierwszą z nich był Billy Świeca, którego poznajemy w dość ważnym momencie jego życia. Kończy on właśnie tułaczkę i wraca do swojej rodziny. Nie chce częstować czytelników niespodziankami, toteż powiem, że etapy z Billym skupiały się głównie na akrobatyce i skradaniu. Drugą postacią, którą przyszło nam kontrolować to pastor Ray. Jest to doskonały zabijaka, który będzie chciał dokonać zemsty na... Billy'm! Dlaczego? Zachęcam wszystkich do zagrania i przekonania się osobiście. Fabuła naprawdę jest znakomita, jestem pewien, że gdyby powstał western kinowy na jej podstawie toOscar byłby w zasięgu ręki scenarzysty. Jest to historia dojrzała, poważna i brutalna. Pokazuje ile strasznych rzeczy musi się wydarzyć, by niektóre sprawy mogły zostać rozwiązane... Nie sposób się tu nudzić, któż z nas nie lubi motywu zemsty i etapów a'la Thief?
Ach, te rumaki szybsze od wiatru...
Techland umieścił w grze także tryb multiplayer. Jest on świetny dla każdego miłośnika westernów i FPS'ów. Doskonały tryb strzelania daje taką samą przyjemność tutaj, jak i w kampanii. Rewelacja! Pomysłowo zaprojektowane mapy do dziś budzą chęć sięgnięcia po rewolwer zwany myszką. Warto dodać, że nadal jest z kim pograć na serwerach. Sam często szykuję rewolwery, kapelusz i długi płaszcz. Jak można nie lubić takich klimatów?! Oczywiście w rozgrywce wieloosobowej zabrakło rozwoju postaci itd., te rzeczy są domeną czasów po ukazaniu się na rynku Call of Duty 4: Modern Warfare.
Ach, to Call of Juarez!

Warto sięgnąć po Call of Juarez także w 2013 roku. Jest to nadal świetna gra, do tego możną ją kupić w bardzo dobrej cenie. Serdecznie zapraszam do zagrania!

niedziela, 8 września 2013

Dlaczego ten blog będzie interesujący?

Coraz częściej napotykamy w Internecie na masę przeciętnych, sztucznych tekstów. Pozorna anonimowość spowodowała, że każdy użytkownik udaje, że zna się na wszystkim. Dlatego na moim blogu teksty będą pełne pasji i szczerości. Na początku postaram się przedstawić tematy, które odwiedzą czytelnicy tej strony.
Pierwszą rzeczą, która dostanie wiele miejsca na tych łamach będą gry komputerowe. Zrobię wszystko by opowiadać o tej wspaniałej branży w jak najciekawszy sposób. Pojawią się tu rozmaite recenzje, zapowiedzi, teksty publicystyczne itd. Często moje stanowisko będzie inne od tego powszechnego, jednak moja niezależna opinia będzie wielką zaletą  Kolejną rzeczą, którą będę tu opisywał to historia. Postaram się opisywać przeszłość w sposób ciekawy, a nie czysto naukowy. Myślę, że można spodziewać się opowiadań, anegdotek, mojego spojrzenia na niektóre wydarzenia itd. W związku z tą tematyką pojawią się też teksty o militariach, polityce i sytuacji geopolitycznej na świecie. Odwiedzimy też czasy współczesne, także pod kątem tych zagadnień. Kolejną moją pasją jest piłka nożna, szczególnie włoska liga. Dlatego też pojawią się tutaj profesjonalne teksty o Serie A, a przede wszystkim o mojej ulubionej drużynie: AC Milan. Chętnie opiszę także najnowsze technologie militarne, jak i te codziennego użytku. Czasami mogę pobawić się w futurologa. Możliwe, że spróbuję też przybliżyć niektóre zapisy prawne, istotne dla każdego z nas. Jednak tematy przeze mnie wymienione to tylko główne propozycje. Najpewniej zobaczymy też wpisy dotyczące świata filmów, książek, muzyki itd. Oczywiście wszystko przedstawię w formie możliwie najciekawszej. Bardzo możliwe, że tematy te będą się łączyć w sposób sensowny i interesujący.
Teksty będą się pojawiać tylko, gdy będę miał coś interesującego dla was. Na koniec serdecznie pozdrawiam osoby, które odwiedziły mojego bloga już teraz. Obiecuję, że będzie warto sobie ten adres zapamiętać.

Radosław "rssygula" Syguła