Łączna liczba wyświetleń

piątek, 20 marca 2015

#Niedoceniona perełka - The Guild II

W szeroko pojętej kulturze mamy mnóstwo tworów, które nie przebiły się do świadomości odbiorców. I nie mówię tu nawet o jakichś niszowych działach, a o muzyce, filmie, literaturze i grach. Dlaczego dochodzi do takich sytuacji? Odpowiedź jest prosta. Często taki produkt zwyczajnie nie jest szumnie reklamowany, ani promowany przez media. Nierzadko jest on także niedopracowany za co otrzymuje niskie oceny, ale jednak ma to coś. W tymże tekście opowiem wam właśnie o ambitnej i pomysłowej grze, o której słyszało wielu, ale mało grało. Tradycyjnie zapraszam do czytania i komentowania!

Prawdziwe średniowiecze
Na początek zdefiniujmy sobie The Guild II. A może jeszcze wcześniej odpowiem na niezadane pytanie, który powinno się pojawić: 
-Dlaczego szanowny pan bloger nie mówi o części pierwszej?
-Odpowiedź jest prosta! The Guild I był zwykłą strategią ekonomiczną, która nie wyróżniała się niczym szczególnym. Była bardzo podobna do serii Patrician, a w starciu tym zdecydowanie nie wygrywała. W dodatku dzisiaj jest już naprawdę toporna, a już w momencie premiery była przeciętniakiem!
(koniec dialogu)

Dobra, a więc wróćmy na omawiany wcześniej przeze mnie grunt. Naprawdę trudno przyporządkować The Guild II do konkretnego gatunku growego. Z jednej strony to rzeczywiście strategia ekonomiczna, z drugiej klasyczny SIM. Dlatego też pozwolę sobię na stwierdzenie, iż produkcja ta jest takim miksem gatunków właśnie. 
Poza wielkimi pasjonatami gamestudies raczej większość wolałaby, abym powiedział nieco o rozgrywce. 
Tak więc zabawę możemy rozpocząć w trzech trybach (w zależności od wersji, dodatków itd.), a jest to kampania, gra swobodna i online. Każdemu kto zechce w to zagrać odradzam stanowczo ten pierwszy tryb, bo to nuda i rozbudowany samouczek. To troszkę tak jak gdyby grać w kampanię "Droga do Niepodległości" w Empire: Total War. Niby fajnie, ale to jednak nie do końca to.
Dlatego też polecam odpalić grę swobodną, wybrać tryb wyginięcia, a potem doskonale się bawić!
Jeszcze zanim to nastąpi, to będziemy musieli stworzyć własną postać. Edytor ten przypomina znany  nieco z serii The Sims, ale jest oczywiście dużo bardziej ubogi. W czasie tego procesu będziemy mogli wybrać też klasę postaci, a są tutaj cztery takie: gospodarz, rzemieślnik, uczony i rabuś.
Generalnie nie definiuje to naszych skillów (umiejętności), bo ulepszenia i punkty RPGowe możemy sobie dowolnie dobierać. Klasa jednak będzie pozwalała na budowanie jedynie konkretnych budynków, a to w zasadzie mocno definiuje rozgrywkę.

No właśnie, a co jest jej celem? W zasadzie to rzecz, którą sobie sam zachcesz. Jako, że założyłem tryb wyginięcia, to moja dynastia musi jak najdłużej przetrwać w brudnym i brutalnym świecie. 
Akcja gry dzieje się na początku XV wieku, a gracz ma do wyboru wiele map. Ja zawsze wybieram taką, gdzie mogę mieszkać w Gdańsku. Rozpoczynając zabawę w The Guild II warto postarać się o szybkie znalezienie małżonka, a następnie założenie rodziny. W zależności od wersji i dodatku (polecam samodzielny Renesans, gdyż zawiera wszystko co wcześniej i więcej) proces ten trwa nieco inny period czasowy, gdyż początkowo było zbyt łatwo. Nie musimy się jednak tutaj martwić o simowo-podobne czynności (typu jedzenia), bo zwyczajnie nie mamy tutaj takiej konieczności.
A kim możemy tutaj być? Praktycznie każdym! Marzysz o tym, aby być bezwzględnym złodziejem, który okrada najbogatszych? A może chcesz po prostu być kapłanem protestanckim? Czy jednak wytwarzanie mieczy jest twoim marzeniem? A może ostatecznie prowadzenie karczmy? No i zawsze można też spróbować sił w polityce, a tam symonia i nepotyzm się mocno szerzą. I to jest właśnie największy plus tej gry! Wielka swoboda działań i prowadzenia rozgrywki. Tylko od nas zależy jak poprowadzimy zabawę, a raczej nie będzie to nudne!

Świat jest ładny i bardzo klimatyczny, a pomaga w tym bardzo klimatyczna ścieżka dźwiękowa. Jednak po przeciwnej stronie barykady stoją liczne problemy techniczne, które najpewniej zadecydowały o małej popularności gry. Mnóstwo tu kosmicznych bugów, co np. sprawia, że tryb wieloosobowy jest mało grywalny (zwykle po paru godzinach wyskakuje tu błąd: "Out of Sync".
I oto właśnie The Guild II! Gra ze świetnym pomysłem, klimatem i potencjałem, swobodą rozgrywki, ale także ze słabą stroną techniczną i dopracowaniem! Gorąco polecam!

PS Macie ochotę na więcej luźnych dywagacji? Zawsze może to pojawić się kosztem recenzji.
PS2 Nie jestem autorem screenów i filmiku! Nie roszczę sobie do nich żadnych praw! (zdaję sobie sprawę z powtórzenia!


sobota, 14 marca 2015

"Gdyby kózka nie skakała, to by hajsu nie łapała" - krótka pogadanka

Każdy z nas ma sny, które bywają czasem surrealistyczne. No bo jakże inaczej określić sytuację, gdy jestem kromką chleba i wesoło tańczę po kuchni. Moja podświadomość mówi mi, że zaraz powinien zadzwonić budzik, który zaprosi mnie do realnego świata. Tyle, że tego nie zrobi, bo to nie jest sen, a gra. Moja podświadomość krzyczy tylko do mnie, abym przestał bawić się z popularnymi "symulatorami" absurdu, czyli chleba, kozy, trawy, kamienia itd. No, ale co mam zrobić jak ciekawość jest większa...

I tak właśnie sprzedają się te tytuły. Nie są one nigdy szczególnie dopracowane, ani pomysłowe, a po prostu najczęściej głupie. Tyle, że to się sprzedaje, a właśnie ciekawość jest kluczem do tego. Posłużę się tutaj przykładem znanego większości Goat Simulatora. Twórcy tejże produkcji mieli już wcześniej na koncie "Sanctum", który oferował ciekawą rozgrywkę i był tworem dopracowanym. Co ciekawe jednak gra ta sprzedała się o wiele gorzej, a także do dziś jest o wiele mniej popularna. I teraz wiecie już dlaczego twórcy takie gry robią. Po co starać się zrobić dopracowany produkt, z dobrą fabułą i mechaniką, skoro odbijanie się kozą od trampoliny jest bardziej opłacalne. A w dodatku nie wymaga takich nakładów finansowych, bo błędy w tego typu grach są chwalone, a często nawet przez branżowych (!) recenzentów, gdyż rzekomo mają wartość humorystyczną.

No dobrze, ale co ciekawego jest w graniu kromką chleba, czy też kamieniem? Absolutnie nic, ale można się nieco uśmiechnąć, gdy przyjdą do ciebie kumple. Twórców w tej sytuacji nie obchodzi jednak to, kiedy będziesz w to grał. Dla nich ważniejsze jest to, że właśnie ktoś kupił takie dzieło.
Niestety jest to sytuacja analogiczna do gier, gdzie występuje motyw zombie. Początkowo był on fajny, potem już nieco monotonny, a teraz tylko niektóre twory są świetne (vide polskie Dying Light). Dzisiaj gry z zainfekowanymi sprzedają się świetnie, mimo, że wiele z nich jest naprawdę bardzo słabych. Tyle, że nie mamy prawa teraz narzekać, bo sami sobie to zafundowaliśmy sięgając po portfele. Jeżeli natomiast nie chcemy już dawać zielonego światełka dziwnym symulatorom, to zwyczajnie je olewajmy, a nie kupujmy. No chyba, że chcemy, aby przyszłość przyniosła nam coraz więcej biegania tosterem, czy też turlania się kamieniem. Myślę jednak, że gry powinny mieć inne priorytety. Zapraszam do komentowania!

PS Nie jestem autorem screenów oraz nie roszczę sobie do nich żadnych praw!