Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 5 października 2014

Troszkę refleksji po seansie "Miasta 44" Jana Komasy

Czekałem na Miasto44 Jana Komasy z olbrzymim zaciekawieniem. Oczekiwałem, że film będzie co najmniej niezły. Liczyłem, że zobaczę dzieło, które wzbudzi choć troszkę emocji. A tymczasem nadal nie mogę się otrząsnąć po seansie... Film ten z miejsca przebił mój ulubiony film, czyli "Szeregowca Ryana". Obietnice Jana Komasy zostały nie tylko zrealizowane, ale zdecydowanie przebite. Takiego filmu jeszcze w Polsce nie było. Od strony fabularnej autor zastosował genialny zabieg, który polega budowaniu więzi z bohaterami. Na początku możemy zaobserwować zwykłych ludzi, którzy chcą wyrwać się spod nazistowskiego buta. Potem jest już tylko rzeź... Od strony historycznej film jest praktycznie idealny, gdyż nie buduje on wizji romantycznego powstania, a pokazuje to, jak opisywali ludzie tam walczący. Od strony technicznej "Miasto44" jest IDEALNE. Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałem lepiej zrealizowany dramat wojenny. Sekwencja z oczu (która była wzorowana na grach FPS) wypadła znakomicie. Warto dodać, że film jest naprawdę realistyczny i brutalny (wymowny może być fakt, że wyjadacze pop-cornu umilkli po paru minutach seansu...). Rewelacyjnie wypadło mieszanie współczesnych wątków popkulturowych z życiem bohaterów. Dzięki temu widz może jeszcze lepiej zżyć się z bohaterami tego arcydzieła. Jednak tym za co pokochałem ten film są EMOCJE, EMOCJE i jeszcze raz EMOCJE. Ciary przechodziły praktycznie cały czas, a i łzy się w oczach pojawiły. Warto wspomnieć, że inspiracją dla Komasy był "Szeregowiec Ryan" i "Czas Apokalipsy" (oba filmy przebił). Muszę przyznać, że zostałem przez ten film złapany i teraz siedzi on w mojej głowie. Muszę serdecznie podziękować panu Komasie za to dzieło. Osobiście myślę, że brakuje gier komputerowych (oprócz Spec Ops: The Line), które grały by aż tak na emocjach. Film gorąco polecam, gdyż zmusza do refleksji i jest wykonany wręcz IDEALNIE.
Na podsumowanie polecam również piosenkę, która promuje dzieło Jana Komasy.  

środa, 12 lutego 2014

Recenzja gry Testament Sherlock Holmesa


Frogwares od dawna specjalizuje się w produkcji dobrych przygodówek. Testament Sherlocka Holmesa jest niepierwszą grą tego studia, która przedstawia przygody najsłynniejszego detektywa świata. Dlatego też przygotowując się do wycieczki do XIX-wiecznego Londynu mogłem oczekiwać czegoś niezłego. Czy zatem wycieczka z Sherlockiem Holmesem i Johnem Watsonem okazała się owocna i ciekawa? Czy może warto byłoby odesłać tenże duet na zasłużony odpoczynek? Zapraszam do recenzji, w której mam nadzieję odpowiem wyczerpująco!

Fabuła i zagadki to podstawa każdej przygodówki. Nie inaczej jest i tutaj. Historia opowiedziana w Testamencie Sherlocka Holmesa jest naprawdę pomysłowa. Dlaczego? Tym razem wszystkie poszlaki będą wskazywały na... samego wielkiego detektywa! Dlatego też sporo czasu spędzimy grając Watsonem, który nawet zwątpi w moralność przyjaciela. Zapewniam, iż w grze spotkamy całkiem sporo charyzmatycznych postaci, które zapadają w pamięć. Bez problemu rozpoznają je także fani powieści Arthura Conan Doyle, a to niewątpliwie olbrzymi plus tejże produkcji. Cała fabuła nie posiada jakichś logicznych wpadek, może poza jedną nieścisłością (wycieczka Watsona do kanałów, naprawdę już nic więcej nie powiem), dzięki czemu także gracz może zostać mistrzem myślenia przyczynowo-skutkowego. Warto dodać, iż w całej grze spotkamy tonę dialogów i masę notatek do czytania, co tylko pozwala poznać jeszcze lepiej historię. Zasadniczo mój opis historii (bez jej opisania) jest troszkę chaotyczny, ale warto dodać, że okaże się, że cała historia to jedna wielka intryga wymierzona w rodzinę królewską i całą Wielką Brytanię!
Teraz czas na opis zagadek, a te są naprawdę bardzo różnorodne. Jak zwykle panie i panowie z Frogwares przygotowali naprawdę ciekawe łamigłówki (puzzle, mieszanie mikstur, tablice dedukcyjne itd.) również trzymają dobry poziom. Zarówno pod względem trudności jak i jakości. Warto wspomnieć, że jeśli nie damy rady rozwiązać jakiejś zagadki to zawsze możemy ją pominąć. Dlatego też osoby chcące poznać jedynie fabułę również będą zadowolone.

Jak wygląda mechanika Testamentu Sherlock Holmesa? Bardzo prosto i ciekawie. Najczęściej chodzimy po danym obszarze, gdzie oglądamy dane przedmioty, które później zostaną skomentowane przez Sherlock Holmesa. W międzyczasie może się trafić jakaś zagadka albo dialog. Typowy standard przygodówek, który obowiązuję od bardzo wielu lat. Tyle, że ostatnimi czasy gier z tego gatunku wychodzi jak na lekarstwo, co także stanowi niezmierny plus tejże produkcji. Czasami denerwują uproszczone elementy akcji (tragiczne skradanie...), ale nie psuje to ogólnej radości  z obcowania z grą. Myślę, że gdyby Arthur Conan Doyle działał w branży growej, to tak właśnie wyglądałaby mechanika jego gry! Warto też wspomnieć, iż twórcy umożliwili graczom zabawę z trzech perspektyw. Ja najbardziej polecam tą pierwszoosobową, gdyż pozwala ona najlepiej wczuć w postać. Oprócz tego istnieje także kamera trzecioosobowa (tragiczna animacja) oraz klasyczna przygodówkowa. To wszystko sprawia, że jeśli tylko kochacie dobrą fabułę, to możecie bezwzględnie przenieść się XIX-wiecznego Londynu. Cieszy, że twórcy dbają także o tych nieco mniej zaawansowanych graczy. Dodam też, że ukończenie gry zajęło mi 11 godzin. Oczywiście dodatkowych trybów nie przewidziano, ale to wiadoma rzecz w przygodówkach. Kreacja postaci przedstawionych jest natomiast odwołaniem do cyklu Arthura Conana Doyle, a nie filmów.

Od strony audiowizualnej produkcja Frogwares prezentuje się bardzo dobrze. W końcu w ilu przygodówkach możemy pochodzić swobonie po pewnej dzielnicy Londynu? Warto tu też dodać, że gra posiada dopracowane tło historyczne (odpowiednie obrazy na ścianach, ubiory ludzi, słownictwo itd.), co może zachęcić lud do przeczytania co nieco o XIX-wiecznym świecie pary. Niestety nie wszystko w tej oprawie wizualnej jest dobre. Słabe są na pewno animacje, które nie przystoją w XXI wieku, bez względu na gatunek tejże produkcji. Oprawa audio z kolei jest naprawdę dobra. Utwory skomponowane na potrzeby gry są przyzwoite, a głosy wybrane do postaci także są niczego sobie. Trzeba ogólnie stwierdzić, że także programiści z Frogwares nie odwalili pracy nad tą grą byle jak. Ale mimo wszystko do majstersztyku scenarzystów troszkę zabrakło. Jako ciekawostkę podam fakt, iż po skończeniu gry twórcy umieścili bardzo ciekawe intro. Jest ono obłędne i naprawdę podziwiam jego wykonanie. Zresztą proszę je oglądnąć:

 Szkoda tylko, że tak samo nie popracowano nad animacjami...
Jeśli chodzi natomiast o jakość polskiej (kinowej wersji) językowej to jest naprawdę dobrze.
Czas na podsumowanie tejże produkcji. Gra jest naprawdę świetna, a nawet nieco więcej. Na pewno każdy fan przygodówek już ją ma, ale mimo wszystko polecam ją gorąco tymże ludziom. Ale oprócz tego także każdemu, także osobom, które czytały jedynie książki Arthura Conana Doyle. Gwarantuję, że się nie zawiedziecie. Gra kosztuje obecnie naprawdę niewiele, dlatego polecam się w ją zaopatrzyć. Dziękuję za przeczytanie tejże recenzji!
Ocena +9/10
+fabuła
+klimat XIX-wiecznego Londynu
+przyzwoita długość
+aktualna cena
+grafika
+dźwięk
+zagadki
+zarówno do tańca, jak i różańca (przystępna dla każdego)
-animacje
-błąd logiczny z wycieczką Watsona do kanałów

PS Nie jestem autorem screenów i filmiku, nie roszczę sobie do nich żadnych praw!

piątek, 7 lutego 2014

Euro Truck Simulator 2 - recenzja

Firma SCS Software od dawna tworzy symulatory ciężarówek. Jednak nie da się ukryć, że poprzednie ich produkcje były bardzo budżetowe i nieco monotonne. Tym razem Czesi zainwestowali w produkcję gry dużo więcej pieniędzy i czasu. Czy zatem warto zwiedzić Europę za kierownicą stalowego potwora? Zapraszam do recenzji!
Symulatory mają to do siebie, że odzwierciedlają rzeczywistość. Zawsze lubiłem tego typu produkcje, dlatego też bardzo kibicowałem SCS Software. Podczas grania w poprzednie gry tego studia zawsze musieliśmy podporządkować się jednemu schematowi. Czyli braliśmy ładunek z miasta, a następnie jechaliśmy austostradą do następnego ośrodka zurbanizowanego. Model jazdy był także nieco plastikowy i przez całą rozgrywkę nie dało się niczym zaskoczyć. Tutaj jest zupełnie inaczej. Tym razem naszą karierę rozpoczynamy bez własnej ciężarówki. Początkowo dostajemy zlecenia, w których oprócz naczepy dostajemy pojazd pracodawcy. Oczywiście zysk z tego typu dostaw jest zdecydowanie mniejszy w porównaniu z kursowaniem własnym pojazdem. Dlatego też warto dozbierać na jakąś ciężarówkę (wybrałem Volvo - koszt 175 tysięcy euro) i tym samym rozpocząłem wreszcie życie na własne ryzyko. Warto dodać, że w Euro Truck Simulator 2 tworzymy własną firmę. Oczywiście trzeba w takiej sytuacji zakupić ciężarówki, zapewnić pensję pracownikom, posiadać garaż. Dlatego też ludzie ze smykałką ekonomiczną nie będą się nudzić. Tym razem jednak nie warto przyspieszać czasu dla łatwego zysku, najwięcej zarobimy własnoręcznie trzymając kierownicę i biegi. A jak się ma sprawa z modelem jazdy? Podsumuję to dość prosto, od tej pory nie wyobrażam sobie grania w poprzednie produkcje SCS Software. Tym razem zastosowano nowy silnik, który naprawdę jest niesamowity. Gdy po raz pierwszy przewróciłem Volvo na zakręcie gdzieś na ostrych szwajcarskich zakrętach to oczywiście poczułem złość. Ale jednocześnie zadowolenie z tego, jak Czesi zadbali o fizykę jazdy. Oczywiście w grze występują zmienne warunki pogodowe, a potężny deszcz w środku nocy naprawdę robi wrażenie. Potrzeba jednak do tego mocnego sprzętu, na moim komputerze gra działała przyzwoicie jedynie na dość niskich detalach.
Trzeba przyznać, że każdy przejechany kilometr daje niesamowitą radość. Myślę, że nowy silnik graficzny naprawdę dał tej serii nowego ducha! Warto też pochwalić sztuczną inteligencję, która jest bardzo naturalna. Zdarza się jej wyprzedzać na podwójnej ciągłej, a nawet spowodować wypadek. Dlaczego chwalę tego typu rzeczy? W poprzednich częściach ruch drogowy był idealny (tym samym plastikowy), dlatego też cieszę się, że Czesi odrobili zadanie domowe na piątkę.

Jak natomiast wygląda świat gry? Tutaj także pochwalę SCS Software. Każdy kraj Europy ukazany w grze wygląda naprawdę fantastycznie. Bez problemu można rozpoznać dany kraj (zabytki, rejestracje samochodowe, tablice drogowe, lokalne tradycje). Tym bardziej, że po raz pierwszy w historii stworzono naprawdę realistyczny świat. Tym razem dane nam będzie jeździć także po drogach wiejskich, zwykłych krajówkach itd. Koniec z nieskończonym rajdem autostradą! Co nie oznacza naturalnie, że takie nie występują. W Niemczech nie wyobrażam sobie innego sposobu poruszania. Tutaj też niestety muszę wypomnieć Czechom spory minus tejże produkcji. Mianowicie tak naprawdę jedynie Niemcy i Anglia zostały należycie odwzorowane. W tych państwach na mapie gry znajduje się naprawdę wiele miast, a w takich Włoszech jedynie 2(!!!). Oczywiście został wydany już dodatek Going East!, który poszerza mapę gry na wschodzie, niestety jeszcze go nie zakupiłem. Po tak ważnym zarzucie wytoczę kolejne działa przeciwko Czechom! Mianowicie tym razem ponarzekam na wykonanie miast. Zwykle stworzone są one jedynie z kilku ulic i dodatkowo gra koszmarnie spowalnia po wjechaniu do nich. Rozumiem, że naprawdę trudno stworzyć wielką mapę tak małemu studiu, ale tutaj ujawniają się moje marzenia.
Warto też wspomnieć o mandatach. Tym razem nie dostaniemy mandatów znikąd (Euro Truck Simulator) ani nie będzie nas goniła "plastikowa" Policja ( 18 Wheels of Steel: Haulin). Czesi zdecydowali się tym razem na system fotoradarów. Tym razem zostaniemy ukarani za przekroczenie prędkości, jazdę bez świateł itd. dopiero po zrobieniu zdjęcia. Muszę przyznać, że pomysł ten naprawdę mi się spodobał. Warto też wspomnieć, że zadbano o liczne detale takie jak np. odpowiednie rejestracje samochodowe, przejazdy kolejowe, pieszych, przepływ promem do Anglii itd.

Jak wiadomo prawdziwy kierowca stalowego potwora musi go odpowiednio przystosować. Dlatego też w grze występuję zaawansowany system tuningu, zarówno wizualnego jak i czysto technicznego. Warto dodać, że Czesi dodali do gry drobne elementy RPG-owe, które pozwalają określić poziom doświadczenia kierowcy. Mała rzecz, a cieszy. Cieszy również fakt, iż niektóre drogi są remontowane, dlatego nie można jeździć zbyt rutynowo (akurat polskie drogi w tej grze są praktycznie całe rozkopane...).
Od strony technicznej gra sprawuje się świetnie. Graficznie Euro Truck Simulator 2 spełnił moje wszelkie oczekiwania, a nawet je przebił. Ocena oprawy audio jest nieco cięższa. Odgłosy silników i ogólnie otoczenia są naprawdę niezłe. Problemem jest jednak ścieżka muzyczna. W grze istnieją jedynie 2 utwory, które nie są zbyt ambitne. Zresztą posłuchajcie sami:


 Na szczęście twórcy umożliwili opcję wgrania własnej muzyki do folderu lub słuchania radia internetowego. Ja wybrałem tą drugą opcję i naprawdę nie żałuję.
Osobną i właściwie najważniejszą sprawą jest oddanie realizmu jazdy ciężarówką. Nie mogę się w tej kwestii wypowiadać z oczywistych względów, ale czytając fora w Internecie widzę samo zadowolenie użytkowników.

Czas na krótkie podsumowanie. Euro Truck Simulator 2 zasługuje na bardzo wysoką ocenę, gdyż jest prawdziwym złodziejem czasu. Dodatkowo relaksuje jak mało która gra... Produkcję Czechów można zakupić w stosunkowo taniej cenie. Gorąco polecam i zapraszam do zwiedzenia Europy zza potężnej kierownicy!

+oprawa audiowizualna
+sztuczna inteligencja ruchu drogowego
+tuning
+system fotoradarów
+model jazdy
+odwzorowanie krajów
+realizm
+wciąga
+zabawy tutaj na mnóstwo godzin
-malutkie miasta, w których zwalnia płynność gry
-optymalizacja jedynie przyzwoita
-coś te Włochy, Francja itd. niezbyt zurbanizowane...
OCENA
+9/10

PS Tym razem jestem autorem screenów, nie roszczę sobie praw do filmiku.
PS2 Czemu wystawiam tak wysokie oceny? Dlatego, iż chcę polecić produkcję warte kupna. Oczywiście posiadam także gry, które niestety okazały się niewarte wyłożonych pieniędzy. Postaram się niedługo jakąś opisać...

środa, 5 lutego 2014

Alan Wake - recenzja

Remedy  Entertainment chwaliło się tą grą już na początku ubiegłej generacji. Jak wiadomo z czasem apetyt rośnie, dlatego wielu graczy zaznaczyło datę premiery Alan Wake w kalendarzu. Niestety początkowo gra była ekskluzywna dla konsoli Xbox 360. Jednak po jakimś czasie ukazała się wersja pecetowa, a sama produkcja została przeczołgana przez liczne wyprzedaże. Ja sam z takiej skorzystałem ponad rok temu i postaram się opisać swoje wrażenia związane z tą produkcją. Serdecznie zapraszam do czytania!
Alan Wake jest słynnym amerykańskim powieściopisarzem. Zajmuje się on głównie tworzeniem horrorów, których nie powstydził by się sam Stephan King. Jednak wielu pisarzy dopada czasem pewien problem, a mianowicie brak weny. Z tego też powodu Alan wraz z żoną wyjeżdżają na wakacje do małego miasteczka Bright Falls. Po zameldowaniu na miejscu pisarz wdaje się w kłótnię z małżonką, gdyż kobieta namówiła go na wyjazd w celu pisania nowej powieści. Zdenerwowany Alan po tymże wydarzeniu wychodzi na chwilę na zewnątrz, po czym słyszy krzyk żony (gasną światła, a ona sama panicznie boi się mroku). Jednak po powrocie do domu ślad po jego małżonce zaginął. W tej samej chwili mężczyzna słyszy dziwny odgłos w jeziorku. Alan wskakuje wtedy do niego i... budzi się w samochodzie w środku lasu. Oczywiście jego najważniejszym celem jest odnalezienie żony, jednak nie będzie to łatwe. W końcu on sam zaczyna wątpić, czy wszystko z nim w porządku. Jak on tam się znalazł, kto porwał jego żonę, czy ktoś mu pomoże?
Założenia fabularne Alan Wake są naprawdę ciekawe i muszę przyznać, że fabuła jest tutaj naprawdę dobra.

Zasadniczo wydarzenia w tejże produkcji przedstawione są na rozdziały. Pierwsza część każdego epizodu zaczyna się od pokazania działań Alana w dzień. W takich momentach głównie rozmawiamy i oglądamy, natomiast koszmar zaczyna się w nocy. To wtedy mężczyzna zapuszcza się w las w poszukiwaniu żony, spotykając ludzi opętanych przez mrok. Spotkane kreatury znakomicie wpasowują się w klimat horrorów Stephena Kinga, dlatego też każdy fan tych książek może zakupić produkcję Remedy w ciemno. Dlatego też naszą największą bronią będzie.... światło! Konkretnie latarka, która pomoże w wygnaniu z wroga złej mocy mroku. Zasadniczo walka w Alan Wake opiera się zawsze na podobnym schemacie. Świecimy w kreaturę, po czym ona traci moc mroku, a my możemy wykończyć ją z broni palnej. Szczerze mówiąc tego typu epizody nie są jakąś wielką zaletą tejże produkcji, z czasem potrafią męczyć. Człowiek ma chęć poznać dalsze wydarzenia fabularne, a tutaj wielka fala wrogów. Szczególnie pod koniec panowie i panie z Remedy nieco przesadzili. Spodobał mi się także fakt, iż przed każdym rozdziałem twórcy przygotowali filmowe streszczenie najważniejszych wydarzeń z poprzednich epizodów. Proste i przydatne rozwiązanie dla osób, które nie mają czasu na regularne granie.

Postacie spotkane na naszej drodze są wyraziste i ciekawe. Zresztą tak jak już wspominałem od strony fabularnej nie ma się za bardzo do czego przyczepić. Osobiście nie lubię zbytnio klimatów horrorów, jednak ten trafił w zupełnie moje gust. Może dlatego, że oferuje on coś głębszego niźli walki z setkami zombie.
Od strony technicznej Alan Wake zasługuje na przeliczne pochwały. Graficznie produkcja ta wygląda naprawdę świetnie i przez cały okres obcowania z grą byłem pod naprawdę dużym wrażeniem. Ale co by było z tego faktu, gdyby gra byłaby źle zoptymalizowana. Na szczęście panowie i panie z Remedy solidnie odrobili pracę domową i dzięki temu nawet na moim przeciętnym sprzęcie rozkoszowałem się przepiękną grafiką. Świat stworzony przez Finów naprawdę wygląda prześwietnie! A jak on brzmi? Wiem, że ciężko to może opisać, ale jeszcze lepiej! Głosy bohaterów zostały dobrane perfekcyjnie, a aktorzy zagrali z wielkim zaangażowaniem. Odgłosy strzelania, chodzenia itd. też są naprawdę dobre. Ale dopiero teraz opiszę rzecz, która w Alan Wake zasługuje na setki nagród. Chodzi mi mianowicie o ścieżkę muzyczną! Utwory nagrane na potrzeby gry, które budują klimat napięcia i strachu są niesamowicie klimatyczne i pozostawiają człowieka w stanie bardzo emocjonalnym. Zresztą proszę odsłuchać:
    Jednak panowie i panie z Remedy postanowili także rozreklamować w świecie świetny zespół rockowy Poets of the Fall (zrobili podobnie przy Max Payne 2). Została wokół nich zbudowana świetna otoczka (audycje radiowe, muzyka po skończeniu rozdziału, pamiętny "koncert"). Zresztą zapraszam do odsłuchania:
Czas na krótkie podsumowanie. Alan Wake to naprawdę znakomita gra, która jednak niestety nie jest idealna. Z pewnością zabrakło w niej ciekawszej walki oraz po pewnym czasie miejscami ukazuje się monotonia (właśnie dzięki wspomnianym starciom). Trzeba jednak uczciwie podziękować Remedy za tak świetną grę. Dla fanów dobrych gier i powieście Stephena Kinga pozycja zdecydowanie obowiązkowa! Całej reszcie polecam poczytać coś więcej o tej produkcji, gdyż jestem pewien, że warto.
Bardzo dziękuję za przeczytanie mojej recenzji!
OCENA +9/10
+klimat rodem z powieście Stephana Kinga
+fabuła
+dobrze zagrane postacie
+przyzwoita długość rozgrywki
+aktualna cena
+oprawa audiowizualna (!!!)
-z czasem walka staję się troszkę monotonna
PS Nie jestem autorem filmików i screenów. Nie roszczę sobie do nich żadnych praw!
PS2 Taka mała ciekawostka. W grze zespół Poets of the Fall występuję zarówno pod tą nazwą jak i fikcyjną Old Gods of Asgard.