Łączna liczba wyświetleń

środa, 18 lutego 2015

Homefront - recenzja


Bardzo dużo osób twierdzi, że w świecie wojennych strzelanek zostało powiedziane już wszystko. Mamy tutaj dość jasny podział na realistyczne serie pokroju Army i Red Orchestry oraz na kinowe doznania rodem z Call of Duty i Battlefielda. Dlatego też każdy nowy gracz, który chce się czymś wyróżnić musi się naprawdę postarać. Tym bardziej, że bez naśladowania którejś z wyżej wspomnianych gier naprawdę się nie obejdzie. W roku 2011 THQ postanowiło, że przejmie rynek tych rozrywkowych strzelanek i pokona serię Call of Duty. Teoretycznie na licznych trailerach i zapowiedziach wyglądało to naprawdę dobrze, ale jak wiadomo często nie ma to żadnego przełożenia na jakość tworu. Odpowiedzialne za produkcję Kaos Studio miało wtedy swoje 5 minut chwały, gdyż cały światek growy przyglądał się bacznie ich poczynaniom.
W dodatku sami twórcy obiecywali, że Homefront będzie grą ambitną, która pokaże prawdziwe piekło wojny. Pomóc miał w tym scenarzysta John Milius, który odpowiadał za fabułę słynnego "Czasu Apokalipsy"
Warto dodać, że wydawca THQ już upadł finansowo, a twórcy zamknęli studio (prawo do marki zyskał Crytek). Czy zatem Homefront był spektakularną porażką? A może wybitną grą, która nie została doceniona? Zapraszam do czytania! 
Tu mówi Głos Wolności...
Tradycyjnie zacznę od opisania fabuły, którą Homefront chciałby się chwalić. Sama produkcja wita nas dobrze zrealizowanym intrem, w którym dowiadujemy się o historii inwazji Korei Północnej na Stany Zjednoczone (zieeeeew). Po jego zakończeniu budzimy się w pewnym mieszkaniu, gdy nagle wchodzi do niego kilku żołnierzy. Osoby te wywlekają naszego bohatera (Roberta Jackobsa) do więźniarki, a my możemy powolutku zacząć się rozglądać. Naszym oczom ukaże się wtedy brutalny i okupowany świat, który mocno przypomina Polskę w latach 40-tych (zresztą twórcy z Kaos Studio mówili otwarcie o tej inspiracji). Szkoda, że musiano ten trudny temat przenieść na grunt roku 2027 i rzecz jasna poddać go procesowi amerykanizacji. No dobrze, ale wróćmy do początku tej opowieści. Siedząc w pojeździe widzimy ogromne zbrodnie jakich Koreańczycy dopuszczają się na Amerykanach. Przy okazji dowiadujemy się, że nasz bohater jest lotnikiem, gdyż opowiedział on o tym napotkanej postaci. Pojazd jedzie, my wyglądamy za okno, a tam np. egzekucja rodziców przy obecności małego dziecka. Mocna rzecz moim zdaniem, a do tego podana w przejmującej formie. Po pewnym czasie w pojazd uderza nagle ciężarówka, co okazuje się próbą uratowania protagonisty. Osobami, które były odpowiedzialne za pomoc są członkowie amerykańskiego ruchu oporu.
I na tym właściwie kończy się ciekawa część historii Homefronta (a to jakieś 5 minut gry), gdyż potem będzie ona jedynie czasem pozytywnie przebłyskać. Nie braknie tutaj bohaterskich śmierci, zdrad oraz pamiętnych momentów. Szkoda jedynie, że nie sklejono tego nieco bardziej spójnie i ciekawiej. A te mocne momenty naprawdę dały radę. O egzekucjach już mówiłem, ale co powiecie na zbiorową mogiłę, gdzie bohaterowie będą musieli się ukryć? W tych smutnych momentach Homefront błyszczy, ale jest ich tutaj niewiele. Wykreowane postacie są bardzo przeciętne, a patos wylewa się im z uszu strumieniami. Rzecz jasna wszyscy Koreańczycy są "be", a my nieskazitelni i bohaterscy (zieeeew). Dlatego też fabularną stronę Homefronta akceptuję, ale jej zbyt długo nie zapamiętam (poza paroma wyjątkami). W dodatku historia kończy się srogim cliffhangerem (głupim zakończeniem), co też niezbyt cieszy. Trochę szkoda, bo to właśnie ta strona miała być największym plusem tejże produkcji.
Pif-paf raz, Pif-paf dwa, Pif-paf zieeeeeeeew
No dobrze, a jak prezentuje się sama rozgrywka? Szkoda marnować tutaj nawet zbytnio miejsca, bo Homefront to typowy shooter. Sam model wymiany ognia jest naprawdę przyjemny, ale nie obyło się bez strzelania "bańkami mydlanymi" (gratulacje dla dźwiękowca). Poruszanie się zostało zrealizowane nieźle, aczkolwiek bieganie wygląda nieco tak, jak gdyby mrówka biegała w kisielu.
Chodzimy tutaj po liniowych mapach tzw. strzelamy, skrypt, strzelamy, skrypt, biegniemy, skrypt, strzelamy, sterujemy pojazdem i znów strzelamy itd. Niestety nie jest to zrealizowane w tak znakomitej formie jak Call of Duty, co skutkuje dawkowaniem sobie czasu gry w ten tryb. A jego długość nie powala, gdyż na najwyższym stopniu trudności gra wyjęła mi około 6 godzin z życia.
Konstrukcja kampanii nie zachęca również do jej szybkiego powtarzania, gdyż narazimy się wtedy na identyczną rozgrywkę.
Teraz natomiast czas, aby powiedzieć nieco na temat trybu sieciowego. W końcu jak wiadomo Call of Duty również posiada krótki tryb fabularny, a mimo to gra w niego mnóstwo osób.
Homefront w trybie wieloosobowym stara się być wieloma produkcjami naraz, co wychodzi mu nawet dobrze. Grając możemy odnaleźć tutaj mnóstwo wspomnianego Call of Duty i Battlefielda, ale nie ma tutaj niczego odkrywczego. W przeciwieństwie do kampanii gramy tutaj regularnym wojskiem, a nie partyzantami, co w tej grze i tak nie robi żadnej różnicy.
Nie zabrakło tutaj także rozwoju postaci i różnorakich perków, a także kupowania rzeczy w trakcie meczu (tutaj ukłon w stronę Counter Strike). I niby moglibyśmy mieć hit, a mamy niezłego shootera po sieci. Mapy są przeciętne i źle zbalansowane, w dodatku na wszystkich platformach nie ma co liczyć na zbyt wielu graczy. Rozgrywka więc w obu trybach bawi, ale tylko nieźle.
Grafika, audio i honor

Robiąc tak szumne zapowiedzi i obietnice nie mogło zabraknąć także nieco ulepszanych screenów przedpremierowych. Na szczęście finalna wersja produkcji wyszła dobrze. Grafika co prawda nie powala, ale jest wykonana rzetelnie i czytelnie. W dodatku optymalizacja jest naprawdę dobra, dzięki czemu zagramy w to nawet na słabszych komputerach.
Strona audio jest natomiast nieco trudniejsza w ocenie. Odgłosy zostały dobrane dobrze, a muzyka nie jest zbytnio pamiętna. Irytują tutaj natomiast fatalnie plastikowe odgłosy wystrzałów, co może doprowadzić do szewskiej pasji.

Warto też dodać, że polska kinowa wersja językowa wypadła dobrze.
W ogólnym jednak rozrachunku strefa techniczna Homefronta jest niezła, ale i tak dało się to wykonać lepiej.
I co robić, panie recenzancie?

Tak oto prezentuje się właśnie twór Kaos Studio. Nie jest on wybitny, ale przyjemny i posiada ambitne przebłyski. Kampania singlowa jest całkiem interesująca, gdy będziemy przechodzić ją po raz pierwszy. Zabawa wieloosobowa natomiast daję radę, ale tylko pod warunkiem, że nie gramy namiętnie w Call of Duty/Battlefielda. 
W mojej ocenie warto się w ten tytuł zaopatrzyć, ale tylko w jakiejś promocji (których było naprawdę mnóstwo).
WERDYKT: MOŻNA

PS Nie jestem właścicielem praw do screenów i filmiku! Nie roszczę sobie do nich żadnych praw! (zdaję sobie sprawę z powtórzenia)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz