Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 23 lutego 2015

Dishonored - recenzja


W branży gier nie brakuje produkcji, które bardzo chciałyby być naprawdę innowacyjnymi. Francuskiemu Arkane Studios ten termin nigdy nie był obcy, gdyż wcześniej potrafili zrobić tak ciekawą grę jak Dark Messiah of Might & Magic, a dzieło to jest powszechnie znane z niepowtarzalnego systemu walki bronią białą. Produkcja tamta została wydana pod szyldem Ubisoftu, ale Arkane myśląc o następnym projekcie zrezygnował z tejże współpracy. Francuzom udało się dogadać z innym gigantem, a mianowicie Bethesdą. W ramach tegoż porozumienia Arkane pracowało nad anulowanym ostatecznie Preyem 2, a następnie zajęło się Dishonored.
Twórcy obiecywali, że omawiana gra będzie bardzo innowacyjna i świeża. Rzekomo produkcja ta miała pozostawiać wielką swobodę działań w obrębie misji, a także posiadać niezapomniany steampunkowy klimat. W dodatku gra miała być także prawdziwą skradanką, a takich w branży jak na lekarstwo. Na przedpremierowych pokazach dzieło to imponowało także ciekawą wizją świata oraz graficznego wykonania.
Jak zatem wypadło Dishonored? Czy to wielki hit, który jest godny największych pochwał? A może tylko przeciętniak z ambicjami? Czy też może wielka porażka, której ta branża długo nie zapomni?
Zapraszam do czytania!
Spiski i zdrady

Tradycyjnie zacznę od oceny fabuły omawianej produkcji, a wobec której można było mieć jakieś tam oczekiwania. Akcja gry dzieje się w XIX-wiecznym steampunkowym świecie, który mocno przypomina Wielką Brytanię. Wcielamy się tutaj w Corvo Attano, który służył jako osobisty ochroniarzem pani Lord Protektor. Kobieta ta była najbardziej istotną osobą w całym państwie, a więc protagonista odgrywał naprawdę ważną rolę. Pewnego dnia Corvo pojechał do jej siedziby, aby się z nią spotkać. Po drodze gracz miał okazję porozmawiać jeszcze z jej córką, która naturalnie jest jej następczynią. Po dotarciu na miejsce kobieta wyjawia bohaterowi pewne sekrety, gdy nagle do altanki wskakuje zabójca, który ją atakuje. Zamachowiec ucieka, a zrozpaczony Corvo rzuca się na ratunek umierającej kobiecie. Zostaje on jednak uznany za sprawcę zabójstwa, a sama akcja okazała się starannie opracowana przez ludzi, którzy sami chcieli zdobyć władzę. Do tego porywają oni młodą córkę, którą bohater będzie musiał uratować, a następnie osadzić na tronie. Rzecz jasna będzie on chciał także oczyścić się z zarzutów, a może to osiągnąć jedynie uciekając i dokonując śledztwa.
Po bardzo ciekawym wstępie poziom fabuły jednak drastycznie spada, a gra serwuje nam potem liczne przewidywalne zwroty akcji oraz zdrady. Warto też dodać, że wykreowane postacie nie należą tutaj do jakoś specjalnie ciekawych, a sam bohater jest niemy, co też nie zwiększa immersji. Cieszy chociaż, że możemy tutaj uzyskać kilka zakończeń, które mocno zależą od naszych postępowań w grze. Jeśli tylko nie będziesz zabijał tutaj zbyt wielu osób, to otrzymasz takie, które będzie można uznać za niezłe.
Tak więc fabuła Dishonored jest naprawdę przewidywalna i do zapomnienia. Jak natomiast wypada rozgrywka, która miała być głównym atutem gry?
Skradanie i walka

Od strony teoretycznej produkcja ta jest pierwszoosobową skradanką, ale z możliwością agresywniejszej gry. I tak w istocie jest, gdyż oba sposoby są tu możliwe. Zdecydowanie ciekawszym i lepiej zrobionym jest skradanie, które jest tutaj naprawdę świetne. W obrębie każdej misji mamy cel, a sposób jego wykonania jest zupełnie dowolny i swobodny. Możemy także tutaj sporo kombinować z licznymi elementami otoczenia, a to również się tutaj chwali. Słynne powiedzenie, że "cel uświęca środki" nabiera tutaj nowego znaczenia. Tak więc postawiono w tej kwestii na olbrzymią swobodę, a samo przekradanie zostało zrealizowane wzorowo. Możemy tutaj przenosić ciała, obchodzić przeciwników po rurach itd.
Twórcy chcieli jednak, aby gracze mogli przejść tą grę jako produkcję akcji. No i tutaj zaczynają się zgrzyty. Model walki jest bardzo przeciętny, ale próbuje sporo czerpać z wcześniej wspomnianego Dark Messiah Might & Magic, co na pewno w nim cieszy. Jednak wymachiwanie mieczykiem lub strzelanie bez opamiętania nie jest tutaj najprzyjemniejsze, a to głównie dzięki poziomowi trudności. Nawet na najwyższym gra jest bardzo prosta, gdy postawimy na taktykę radziecką. Wtedy Dishonored może pęknąć nawet w 5 godzin, a przecież nie o to chodzi, aby przez grę przebiec.
Skradając się produkcja ta zyskuje zupełnie nowy wymiar, a każdy ominięty przeciwnik to powód do radości. I robi się to nieco inaczej niż w takim Splinter Cellu, gdzie wszystko zależy od cienia. Skradanie w Dishonored zależy jednie od naszej wyobraźni i sprytu, a cień nie jest jedyną ścieżką.
Dlatego też produkcja Arkane Studios broni się głównie rozgrywką, a tą skradaną można ukończyć w blisko 8 godzin. Rzecz jasna bez kończenia licznych wyzwań, których tutaj od groma.
Naszego bohatera możemy także znacząco ulepszyć, co również zmusza do kombinowania. W końcu gracz rozwinie umiejętności Corvo, które pomogą mu w zabawie.
Dlatego też Dishonored od strony rozgrywki rzeczywiście jest świetny, a gra zachęca do kilkukrotnego ukończenia i zwiedzania poziomów. Nie musi to być jednak propozycja do nie odrzucenia... Niestety poza kampanią innych trybów tutaj nie przewidziano.
Widoki i dźwięki

Teraz tradycyjnie przejdę do omówienia oprawy audiowizualnej, która w Dishonored jest zadowalająca. Grafika jest tutaj ładna, a zwłaszcza, gdy spojrzymy na nią od strony artystycznej. Arcane Studios celowo wykreowało świat, który mocno przypomina bajkę, a nie fotorealistyczny świat. W dodatku większych bugów tutaj nie ma, a to też dobra rzecz.
Oprawa dźwiękowa jest niezła z wielu powodów. Muzyka nie rzuca się zbytnio w ucho, a więc nie przeszkadza. Aktorzy zagrali poprawnie, ale niestety ich role były naprawdę łatwe.
Odgłosy broni itd, to również przyzwoita półka.
Z tego też powodu strona techniczna Dishonored jest naprawdę niezła, a to tylko pomoże w ocenie gry.
Skradam się...
Czy więc warto zaopatrzyć się w tą produkcję? Moim zdaniem tak, ale tylko pod warunkiem, że będziesz się tu skradał. No i pamiętaj też czytelniku, że fabuła jest tutaj jedynie marginalna, a sama gra nie zbawiła świata. Skradając się przypominają się najbardziej złote czasy Thiefa, a i mamy tu misję, która jest pięknym hołdem dla starszych Hitmanów. Jeśli jednak chcesz tylko biegać i grać agresywnie to przygotuj się na krótką i przeciętną rozgrywkę. Niemniej jednak polecam wizytę w pięknym steampunkowym świecie, który został należycie wykreowany!
WERDYKT: MOŻNA

PS Nie jestem autorem trailera, soundtracka i screenów! Nie roszczę sobie do nich żadnych praw! (zdaję sobie sprawę z powtórzenia)

4 komentarze:

  1. Super giera, zrobiłeś mi ochotę żeby ponownie w nią zagrać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz! :) Zapraszam do stałych odwiedzin, a także ponownej zabawy z Dishonored. :D

      Usuń
  2. Nie wiem co to za gra i nigdy w nią nie grałam, ale mam ochotę zagrać^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie do tego zapraszam, bo gra jest naprawdę niezła! :) Polecam również zapoznanie się z resztą wpisów oraz stałe śledzenie moich dalszych poczynań! :D

      Usuń